Pages

czwartek, 29 września 2016

Promocja Rossmann | Co ja zakupiłam na ostatnich wyprzedażach | Co polecam ? |


Rossmanowska promocja nadchodzi już jutro, z tego też względu powstaje ten post, w którym zamieszczę produkty zakupionej na owej wyprzedaży w przeciągu ostatniego roku. Niektóre z nich warte są uwagi. Jeśli jesteś zainteresowana, lub nie masz pomysłu na co wydać pieniążki, może Cię czymś zainspiruję ? Ceny podane przy produkcie są przeliczone po zniżce -49%.

Sama w tej wyprzedaży pasuję. Zrobiłam zapasy na początku roku i póki co nie potrzebuję niczego. No, może jakąś szmineczkę w kolorze nude (tych przecież nigdy za wiele). A jak to wygląda u Was? Będzie szał, czy zakupowy minimalizm?


Promocja rozpoczyna się jutro, tj. 30 września, zniżką na pomadki, błyszczki, konturówki do ust oraz lakiery do paznokci. Z tych ostatnich niczego Wam nie zaproponuję, ponieważ już jakiś czas temu przeniosłam się na hybrydy, więc o tradycyjnych lakierach nie powiem obecnie za dużo, bo nie wiem co w trawie piszczy. Zaproponuję Wam jednak kilka pomadek. Rimmel Moisture Renew Lipstick (1). Ten egzemplarz akurat dostałam w prezencie, ale nie zawahałbym się jej kupić, szczególnie na promocji. Duża gama kolorystyczna, długotrwałe nawilżenie i blask, który powiększy Wasze usta (14,67 zł). Lovely Creamy Color (2). Kolejna propozycja dobrze napigmentowanej i nawilżającej pomadki, tylko w tańszej wersji (5.60 zł). Znane wszystkim matowe pomadki Bourjois Velvet Matte (3). Długotrwałe szminki w wielu wariantach kolorystycznych, świetnie napigmentowane, o jedwabistej konsystencji. Jeśli jeszcze nie próbowałaś, koniecznie ją sprawdź! (28,55 zł). Idzie jesień, a wraz z nią nasze usta zaczną zgłaszać zapotrzebowanie na większe nawilżenie. To dobry czas, by uzupełnić zapasy pomadek. Klasyczne pomadki nawilżające Nivea (4) wygładzają usta na wiele godzin, a moja wersja, wiśniowa, dodatkowo nadaje ustom blask i lekki kolor (4,84 zł).  A jeśli Wasze usta potrzebują solidnej dawki nawilżenia, polecam wazelinki Vaseline (5) (5,09 zł). Jeśli lubicie konturówki do ust, to te z Wibo (6) są naprawdę świetne, nie ma niestety wielkiego wyboru kolorów, ale możliwe, że coś wpadnie Wam w oko. Są bardzo trwałe i łatwe w aplikacji (4,74 zł).


Od 6 października promocja obejmie wszystkie kosmetyki do makijażu oczu. Maybelline Lash Sensetional (1). Bardzo dobry tusz, pisałam Wam o nim więcej TUTAJ (18,35 zł). Loreal Volume Million Lashes, wersja złota (2), również świetny, nie skleja rzęs, maksymalnie je wydłuża i pogrubia (31,10 zł). Znany wszystkim żółty tusz Maybelline Colossal (3). Mocno pogrubia i podkręca rzęsy (17,33 zł). Jeśli szukacie eyelinera w pędzelku, to polecam ten od Wibo (4), kosztuje niewiele, jest naprawdę trwały i ma bardzo cieniutki, precyzyjny pędzelek (4,58 zł). Do brwi polecam przezroczysty żel utrwalający również od Wibo (5) Ujarzmi niesforne włoski na cały dzień. (5,50 zł). Eyeliner w słoiczku to tylko Maybelline (6). Pełna recenzja na jego temat TUTAJ (18,35 zł). Jeżeli Twoją ulubioną formą aplikacji jest eyeliner w pisaku, to ten z Eveline (7) z pewnością Ci się spodoba. Ultraczarny, dość trwały i w przystępnej cenie (6,62). Tusz z Eveline (8) zaskoczył mnie jak mało który. W niskiej cenie otrzymujemy potężne wydłużenie rzęs (7,34 zł)


Od 12 października taniej zakupimy podkłady, korektory, pudry, róże etc. Lirene Age Cover Duo Action, podkład kryjący. Ładnie kryje, nie uwydatniając przy tym zmarszczek i bruzd (21,92 zł). Loreal True Match. Pięknie rozświetlający podkład o satynowym wykończeniu. Ma średnie krycie i ładnie stapia się z kolorem skóry (30,59 zł). Jeśli szukacie czegoś długotrwałego, to Astor Perfect Stay na pewno się sprawdzi. Gęsty, zastygający, ładnie stapia się z kolorem skóry, należy do tych cięższych (25,49 zł). I na ostatek, znany zapewne wszystkim, krem CC od Bourjois. Lekki, stapiający się z odcieniem skóry i jak na krem CC - dość dobrze kryjący (25,74 zł)


Puder Stay Matte w kolorze 001 Transparent (1) służy mi już od jakiegoś czasu i naprawdę muszę przyznać, że jest dobry. Utrzymuje mat do kilku godzin, nie zmienia koloru podkładu, nie roluje się (13,66).  Jeśli wolicie podkład o innej konsystencji, niż płynne, to może warto wypróbować mus? Maybelline miał w swojej ofercie całkiem przyjemne  podkłady matujące w musie Dream Matte Mousse (2). Lekkie, stapiające się ze skórą, trzeba jednak nauczyć się je nakładać, mogą bowiem zrobić smugi, nie wiem czy są jeszcze dostępne w ofercie Rossmana. Jeśli chodzi o korektory to mam dwa typy. Tańszy, korektor Eveline Art Scenic (3), który pięknie kryje i rozświetla równocześnie (7,64 zł) oraz droższy, Loreal True Match (4), który jest długotrwały i dobrze kryjący (18,35 zł). Rozświetlacz z Lovely (5) w wersji złotej służy mi już naprawdę bardzo długo i jestem z niego niezwykle zadowolona. Daje piękną taflę i dobrze współpracuje z większością podkładów (4,73). Róż z Bourjois (6) to klasyka gatunku i jego nie da się wykończyć. Jeśli zainwestujecie w niego na promocji, posłuży Wam naprawdę długo. Świetnie napigmentowany, ukryty w małym, zgrabnym opakowaniu z lusterkiem i pędzelkiem (27,53 zł). A jeśli szukacie kamuflażu w kremie, na wzór tego z Catrice, to Wibo (7) oferuje swój. Nie tak dobrze kryjący jak Catrice, ale na pewno dający radę. Niestety z tego co kojarzę są tylko dwa kolory do wyboru (5,76).

Takie były moje łupy na poprzednich promocjach w Rossmann, w tym roku daję sobie spokój. A jak to wygląda u Was, szykujecie się na jutro? 

wtorek, 27 września 2016

Jesienne paznokcie | Semilac 030 Dark Chocolade | Efekt holo


Jesień to czas, w którym neonowe, żywe kolory ustępują miejsca tym bardziej stonowanym. Chętniej sięgamy bo kolory szarości, burgundu, beżu, zieleni. Chcemy dopasować manicure do obowiązujących trendów i kolorów w naszych szafach, a przecież jesienią w sklepach na próżno szukać kanarkowych butów. Ale jesienne kolory nie muszą być nudne. Mamy przecież tyle zdobień do wyboru. Dzisiaj pokażę Wam jedno z nich, dzięki niemu nawet najciemniejszy i najnudniejszy kolor nabierze blasku. 


Efekt holo, czyli holograficzny efekt syrenki. Ja swój zakupiłam w hurtowni kosmetycznej, więc jest marki nieznanej.Ale modę na niego zapoczątkowała firma Indigo. Pyłek jest drobnozmielony i wpada w różowo-fioletowe tony. W słońcu ukazują się naszym oczom miliony różnokolorowych drobinek, dające przepiękny, błyszczący jak diament efekt. Mój aparat uparcie nie chciał uchwycić całego ich piękna, więc musicie mi wierzyć na słowo. 

Całość oczywiście opiera się na lakierach hybrydowych, tym razem wybór padł na piękny, dość ciemny kolor Semilac 030 Dark Chocolade. To taki nietypowe połączenie ciemnej purpury z kolorem burgundu i brązu. Nie zmienia to jednak faktu, że jest naprawdę piękny. Dajcie znać jak Wam się podoba moje połączenie. 





Jakie lakiery hybrydowe polecacie? Jakich używacie? 

sobota, 24 września 2016

Five shades of red | Czerwień na ustach | Pięć tanich czerwonych pomadek do ust


Czerwień na ustach jest bez wątpienia ponadczasowa, tak jak mała czarna, nigdy nie wyjdzie z mody. Historia czerwonej szminki sięga już starożytności, już wtedy kobiety barwiły swoje usta na kolor czerwony naturalnymi barwnikami, np. z kolorowych kamieni. Miała ona niewątpliwie różne okresy w historii świata, w jednej epoce uwielbiana, w innej uważana za zbyt odważną i kojarzona wyłącznie z pannami lekkiego obyczaju.

Dziś klasyka elegancji, czerwona szminka dodaje szyku każdej kobiecie, bez względu na wiek. Pasuje praktycznie każdej z nas, oczywiście jeśli jest dobrze dobrana do tonacji skóry. Przychodzę więc dzisiaj z pięcioma odcieniami niskopółkowych szminek, które możecie dostać do 50 zł. Każda z nich o innym wykończeniu, innej specyfice i jakości. Bo czerwień niejedno ma imię.


Produkty marki LA LUXE dostępne są zarówno w Lidlu, jak i Biedronce. Pomadka w kolorze 710 to taka specyficzna, oranżowa czerwień. Nie będzie pasować każdemu. Kolor jest energetyzujący, soczysty i świetnie się sprawdzi latem. Pomadka ma nawilżającą formułę, nie będzie więc utrzymywać się przez cały dzień. Dość szybko się ściera, barwniki ma jednak dość mocne, więc kolor na ustach zostaje, mimo że po samej szmince nie ma już śladu. Nie jest to produkt o najlepszej jakości, ale rekompensuje to dość dużą gamą kolorystyczną. Jeśli szukacie lekkiej, nawilżającej formuły, to jest to coś dla Was. Pomadka posiada masło aloesowe i witaminę E w składzie.


Bourjois ma w swojej ofercie błyszczące pomadki w kredce. Ja swoją zakupiłam już ponad rok temu na promocji w Rossmanie i jest to dość ciemny kolor czerwieni 05 Red Island. Nie jest to pomadka o pełnym kryciu, nadaje ustom delikatny film i lustrzany blask. Lekka,  nietłusta  formuła sprawia, że pomadka jest wręcz niewyczuwalna na ustach. Dodatkowo wyciąg z jedwabiu nawilża usta i sprawia, że są gładkie przez cały dzień.  To świetna opcja dla tych z Was,  które zaczynają przygodę z czerwoną szminką i boją się zbyt mocnego krycia i efektu ''wow''.  Jest też dobrą opcją, jeśli szukacie czerwieni na co dzień.  


Rimmel Moisture Renew,  nawilżająca szminka do ust.  Jeśli szukacie prawdziwej czerwieni,  obok której nikt nie przejdzie obojętnie,  to kolor 510 Mayfair Red Lady od Rimmel jest właśnie dla Was. Jest to prawdziwa, klasyczna, powiedziałabym, krwista czerwień.  Dodatkowo zawiera pigmenty, odbijające światło, przez które nasze zęby wydają się bielsze.  Zawiera w składzie witaminy A, E i C, a jej formuła jest nawilżająca.  Trzeba więc uważać, ponieważ potrafi wyjść poza kontur.  Jej trwałość również nie jest zjawiskowa.  


Tych szminek chyba nie muszę nikomu przedstawiać.  Golden Rose Long Stay - matowa pomadka w płynie.  Trwałość, trwałość i jeszcze raz trwałość. Te pomadki są niezniszczalne i praktycznie nic nie jest im straszne.  Jedzenie, picie, pocałunki nie robią na nich wrażenia.  Mocno zastygają na ustach, więc wysuszają je znacznie.  Pigmentacja również jest niesamowita, posiadają pełne krycie. Mój kolor 06 to taka intensywna malinowa czerwień, piękna, również na co dzień. Uważam, że w cenie 20 złotych nie znajdziemy lepszej pomadki.  


Bourjois Velvet Rouge Edition to również kultowa seria pomadek matowych.  Posiadam w swojej kolekcji najciemniejszy  z dostępnych kolorów, czyli 08 Grand Crew.  Mocna, ciemna, matowa czerwień. Bardziej elegancka i nada się raczej na większe wyjścia.  Pomadka zastyga, więc nie zostanie to obojętne dla stanu naszych ust. Nie ma jednak tak pełnego krycia jak Golden Rose. Jest niesamowicie trwała i spokojnie możemy się nią cieszyć cały dzień. 

Pod spodem pokaz wszystkich wymienionych szminek. Od lewej: LA LUXE 710, Bourjois pomadka w kredce 05 Red Island, Rimmel Moisture Renew 510 Mayfair Red Lady, Golden Rose Long Stay Liquid Matte 06 oraz Bourjois Velvet Matte Rouge Edition 08 Grand Crew. 

Który odcień czerwieni najbardziej się Wam podoba ? 


środa, 21 września 2016

Ucieknijmy na Rivierę - Yankee Candle Riviera Escape


Kiedy za oknem kilkanaście stopni powyżej zera, pada deszcz i wieje wiatr, jedyne o czym marzę to ucieczka do ciepłych krajów. Lubię jesień i wszystkie jej uroki, ale deszcz i wiatr do nich nie należy. Dlatego dzisiaj, na przekór pogodzie, przychodzę do Was z bardzo letnim zapachem od Yankee Candle, czyli Riviera Ecape.

Wosk z rześkiej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o zapachu delikatnej bryzy morskiej połączonej z aromatem śródziemnomorskich kwiatów oraz niewielkim dodatkiem ambry.

Na sucho zapach jest świeży, nie czuję tam bardzo morskiej bryzy. Pierwsze skojarzenie - męskie perfumy. Po odpaleniu wychodzi prawdziwa moc tegoż zapachu. Jakieś tam morskie bryzy grają, choć paradoksalnie do naklejki na wosku, nie grają pierwszych skrzypiec. Bardziej przemawiają do mnie słodkie nuty kwiatów, przełamane czymś co w dalszym ciągu nasuwa mi na myśl męskie perfumy. A no tak! Ambra! A czym to jest? To słynny arabski afrodyzjak, a jak to z afrodyzjakami bywa, ich pochodzenie zwykle nie jest tak urocze. Ambra to wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota. Nie ma zapachu, a jej zadaniem jest podbić inne zapachy, np. w kosmetykach, czy świecach i pobudzić zmysły. Może dlatego czując ten zapach wyobrażam sobie męską klatę, w końcu afrodyzjak?  Jak dla mnie jest to zapach zmysłowy i jakoś niewakacyjny. Świeży, ale mało morski. Intensywność jest naprawdę bardzo mocna, może więc niektórych przytłaczać. Mnie zapach zaskoczył, dla mojego nosa jest przyjemny i na pewno go wypalę. Dostaniecie go na Goodies.pl


niedziela, 18 września 2016

Salvatore Ferragamo F for Fascinating | Kobiecość zamknięta w butelce


Dzisiaj przychodzę do Was z postem zapachowym, mam Wam bowiem do przedstawienia zapach Salvatore Ferragamo F for Fascinating. Perfumy wcześniej zupełnie mi nieznane, zauroczyły mnie ogromnie i towarzyszyły mi przez całe wakacje. Lekki owocowo-kwiatowy zapach idealnie sprawdzi się na cieplejsze dni, choć i w te chłodniejsze umili czas i otuli swoją delikatnością. 


Kompozycja zapachu jest owocowo-drzewna. Nuty zapachowe, jakie w nim znajdziemy to sorbet z mandarynki, jaśmin i paczula. Na pierwszy rzut, to jednak nie zapach nas zauroczy, a butelka. Prosta, z nowoczesną zakrętką, bez zbędnych ozdób. Bardzo ładnie prezentuje się postawiona na toaletce. Gdy już jednak dojdziemy do zapachu, tu również zaskoczy nas niesamowita prostota. Trzy składniki dają słodki, delikatny, bardzo kobiecy zapach. Początkowo mocno wyczuwam mandarynkę, owocowy zapach jednak po chwili lekko ustaje, by ustąpić miejsca jaśminowi. Zapach zyskuje na zmysłowości i lekkości. Na samym końcu zapach robi się bardzo wyważony, wchodzą bowiem nuty paczuli, robi się kwiatowo, świeżo, nieco intrygująco. F for Fascinating jest dla mnie zapachem typowo kobiecym. Świetnie wkomponuje się do sukienki i szpilek.  Wydaje mi się, że przez swoją prostotę, jest w stanie podbić serca wielu kobiet.

Nie jest to zapach intensywny i dość blisko trzyma się przy skórze. Szkoda. Chciałabym zostawiać długi ogon tej delikatnej słodyczy. Trwałość też pozostawia wiele do życzenia, już po czterech godzinach nie czuję go wcale i nie czują go również osoby z otoczenia. Na szczęście nie jest to perfum, który spustoszy nasz portfel. 90 ml dostaniemy w granicach 110-130 zł. Dostępny głownie w perfumeriach internetowych, stacjonarnie jeszcze się na niego nie natknęłam. Na stronie wizaz.pl F for Fascinating zebrał ocenę 4,3/5




Podsumowując, zapach Salvatore Ferragamo F for Fascinating, to zapach dla wszystkich miłośniczek delikatnych, subtelnych zapachów. Choć nie jest to zapach najbardziej trwały, jestem mu to w stanie wybaczyć, zauroczył mnie bowiem całkowicie. Miałyście z nim do czynienia ? 

wtorek, 13 września 2016

Kremy do rąk Balea | Ulga dla suchych dłoni


Suche, spierzchnięte dłonie to problem wielu kobiet. Sprzątanie, długie moczenie w wodzie, praca w klimatyzowanych pomieszczeniach, jest mnóstwo czynników, które wysuszają delikatną skórę na dłoniach i tym samym sprawiają dyskomfort. Wybawieniem jest wówczas dobry, nawilżający krem do rąk. Ale jaki wybrać, by był idealny? Po pierwsze musi dogłębnie i długotrwale nawilżać, szybko się wchłaniać, nie zostawiać lepkiej warstwy i jeszcze ładnie pachnieć. Ale czy za niewielkie pieniążki da się taki produkt zakupić? Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kremów do rąk niemieckiej marki Balea. Czy spełniają wyżej wymienione warunki? Przekonajmy się!


Balea Handcreme Liebestraum z wyciągiem z pestek moreli. Krem zamknięty w pięknym, różowym opakowaniu, z wizerunkiem mostu miłości, mnóstwa serduszek i miłosnych napisów i kwiatów. Całość prezentuje się ładnie i niezwykle uroczo. Sam krem, przeznaczony do skóry suchej, ma dość lekką konsystencję, biały kolor i równie słodki zapach, co samo opakowanie. Ciężko mi ten zapach jednoznacznie opisać, jest cukierkowy, słodki, ale nie mdlący. W składzie znajdziemy masło shea oraz olej z pestek moreli. Krem jest lekki i szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy, choć po aplikacji przez jakiś czas jest wyczuwalny na skórze, co lekko mnie drażni. Krem daję ulgę dłoniom na kilka godzin, choć muszę przyznać, że moja skóra w tym obszarze nie jest zbyt wymagająca, ani drastycznie przesuszona. U mnie krem spisuje się dobrze i gdyby był nieco mniej wyczuwalny na dłoniach, byłby kremem idealnym.


Balea Handcreme Olive oliwkowy krem do rąk. Również bardzo się polubiliśmy. Konsystencja i działanie jest praktycznie identyczne jak wymienionego powyżej. Mam wrażenie jednak, że oliwkowy jest bardziej treściwy, więc lubię używać go na noc. Zapach jest przyjemny, oliwkowy , delikatny i nienachalny. W składzie znajdziemy oczywiście oliwę z oliwek. Mnie bardzo przypadł do gustu.


Ostatnia wersja zapachowa to mleczno - cytrusowa, czyli Balea Buttermilk Lemon. Nie lubię cytrusowych zapachów z balsamach, czy tego typu kremach, więc i ten nie przypadł mi do gustu. Jeśli chodzi o działanie, to jest takie samo jak poprzedników, wszak skład nie różni się znacznie od oliwkowego. Nawilża dobrze i nie zostawia lepkiej warstwy, lecz ze względu na zapach, używam go do pielęgnacji stóp.


Podsumowując, kremy Balea to naprawdę ciekawa pozycja na kosmetycznej drodze pielęgnacji. Mają piękną szatę graficzną opakowań, wygodne w użyciu tubki o pojemności 100 ml, oraz przyjemne dla nosa zapachy. Dodatkowo dobrze nawilżają i będą świetne dla niewymagającej skóry. Dla bardzo wrażliwej, atopowej, lub odwodnionej mogą mieć po prostu zbyt słaby skład. Jeśli szukacie czegoś niedrogiego, to Balea Wam się kłania. Szkoda, że dalej tak ciężko dostać je w Polsce, ale jeśli macie do nich dostęp, to polecam wypróbować.

sobota, 10 września 2016

Oczyszczający peeling Sylveco - walka o piękną i gładką cerę


Każda cera, niezależnie od rodzaju, wymaga regularnego złuszczania i oczyszczania. Z pomocą przybywają nam wówczas różnego rodzaju peelingi. Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją, znanego zapewne większości z Was, peelingu oczyszczającego od Sylveco. Jak się sprawdził?

Hypoalergiczny, kremowy peeling z korundem przeznaczony do oczyszczania skóry ze skłonnością do przetłuszczania, z rozszerzonymi porami. Drobinki ścierające są mocne i doskonale złuszczają martwy naskórek. Peeling zawiera ekstrakt ze skrzypu polnego o działaniu normalizującym pracę gruczołów łojowych, łagodzącym podrażnienia i przyspieszającym regenerację. Stosowany systematycznie dotlenia skórę, poprawia jej ogólny stan, zmniejsza pory i reguluje wydzielanie sebum.

Markę Sylveco znam i darzę wielkim zaufaniem. Nigdy bowiem żaden z ich kosmetyków nie zapchał mnie ani nie podrażnił. Peeling otrzymujemy w pięknym kartoniku, typowym dla marki, na którym znajdziemy wszelkie niezbędne informacje o produkcie. Sama maź zamknięta jest w zakręcanym słoiczku, dla mnie to świetne rozwiązanie, ponieważ jestem w stanie wydobyć kosmetyk do ostatniej kropelki, a w tym przypadku - ziarenka.

Peeling ma gęstą konsystencję, dzięki czemu jest niezwykle wydajny, zawiera mikro drobinki korundu, które mimo iż są ledwo wyczuwalne pod palcami, zdzierają naskórek z dość sporym potencjałem. Skóra po jego użyciu jest zarumieniona, ale w żaden sposób nie podrażniona. Pory są oczyszczone, a my czujemy na twarzy po prostu świeżość. Świetnie sprawdza się przy mieszanej cerze, takiej jak moja, bowiem odświeża ją i sprawa, że produkuje mniej łoju, w związku z czym zmniejsza się ryzyko wystąpienia nieprzyjaciół i zaskórników.


Jego dobry i naturalny skład kusi  i rzeczywiście dobrze działa, nawet na bardzo wrażliwą i wymagającą cerę. A co się w nim znajduje? Między innymi masło shea, korund jak drobinki peelingujące, olej z pestek winogron, ekstrakt ze skrzypu polnego, wosk pszczeli i inne. Dodatkowo pokłony za nietestowanie kosmetyków na zwierzątkach. to dla mnie duży plus. Obecnie już dużo łatwiej zdobyć te kosmetyki, bowiem stacjonarnie pojawiły się w drogeriach Natura.

Minusem dla niektórych z Was może być z pewnością zapach, jest dość specyficzny, lekko ziołowy. Nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie nie odstrasza, ale nie jest też jakoś wyjątkowo przyjemny. Pomińmy jednak ten drobiazg, bowiem naturalny skład i działanie wszystko wynagradza. Ja z pewnością spróbuję jeszcze wygładzającego i delikatniejszego - enzymatycznego.

U mnie peeling sprawdza się naprawdę dobrze. Skóra jest oczyszczona, gładka i tak zwyczajnie miła w dotyku. Zaskórniki już tak nie trapią, a nieprzyjaciele pojawiają się rzadziej. Używam go raz w tygodniu od jakiś trzech miesięcy i nie udało mi się zużyć jeszcze połowy opakowania, jest więc naprawdę wydajny.



Znacie ten peeling? Jak spisuje się u Was?

czwartek, 8 września 2016

Denko, czyli z dna wyjęte


Dzisiaj przychodzę do Was z postem o zużyciach ostatniego czasu. Coraz lepiej idzie mi zbieranie pustych opakowań, nie otwieram zapalczywie nowych kosmetyków, tylko cierpliwie czekam, aż wykończą się stare. Przedstawiam więc Wam kosmetyki, które wykończyłam i kilka zdań o tym czy warto się nimi zainteresować. 


Zaczniemy od produktów do kąpieli i tutaj prym wiodła w ostatnim czasie marka Balea. O olejkach do kąpieli pisałam Wam TUTAJ, Alea Dusche & Őlperlen o zapachu jeżyny i słodkich kwiatów miał nietypową konsystencję żelu pod prysznic z maleńkimi drobinkami, w których zamknięto drogocenny nawilżający olejek. Skóra po jego użyciu była miękka, a słodki zapach utrzymywał się na skórze jeszcze długo po kąpieli. Z pewnością jeszcze do niego wrócę. Szkoda tylko, że nadal w Polsce produkty Balea są tak ciężko dostępne. 
Peeling solny Balea o zapachu trawy cytrynowej to naprawdę dobry zdzierak. Grube kawałki soli wygładzają skórę, a zawarte w nim olejki dodatkowo ją nawilżają. Po użyciu zostawia na skórze ochronny film. Niestety po depilacji peeling potrafił mnie podrażnić, a skóra szczypała. Któryś ze składników musiał być zbyt ostry dla wrażliwej skóry. Szukam dalej. 



Ciągle będąc przy temacie kąpieli, udało mi się zużyć jeszcze kilka żeli pod prysznic. Ten od Cien o zapachu wiosennych kwiatów to taki standardowy zwyklaczek za niewielkie pieniążki. Dobrze się pieni, ładnie pachnie i nie robi krzywdy mojej skórze. Często wracam do tych żeli, ze względu na szeroką gamę zapachową i naprawdę niską cenę. 
Palmolive Gourmet Chocolate Passion to moje małe odkrycie. Wzięłam go w sumie przez przypadek i przepadłam. Przesłodki zapach czekolady, sunąć nim po ciele miałam przed oczami czekoladowe ciasto. Niesamowita przyjemność podczas prysznica i kąpieli. 




Suchy szampon Batiste o zapachu orientalnym to mój stały bywalec, zawsze pomaga mi ujarzmić włosy, gdy nie mają najlepszego dnia. Dodatkowo bardzo przyjemny zapach, wersja orientalna jest moją ulubioną. 
Szampon Pokrzywowy Barwa Ziołowa, miała być wybawieniem na moje przetłuszczające się włosy. I owszem, włosy były dłużej świeże, jednak czasami podczas mycia swędział mnie skalp. Będę szukać czegoś bardziej delikatnego. 


Bourjois Healthy Mix chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Bardzo przyjemny, delikatny, nawilżający podkład. Ładnie wtapia się w skórę, zawiera żółte pigmenty i udaje mu się przykryć zarówno zaczerwienienia, jak i niedoskonałości. Wprawdzie na mojej mieszanej cerze nie wytrzymuje bardzo długo, ale mimo wszystko kiedyś jeszcze zagości w mojej kosmetyczce. 
Yankee Candle Summer Peach. Wosk z letniej kolekcji, który gościł u mnie w kominku przez praktycznie całe lato. Słodki, mocno owocowy, choć po czasie nieco męczący. Pisałam Wam o nim więcej TUTAJ
Nennes odpowiednik perfum Lancome La Vie Est Belle. Byłam naprawdę mocno zdziwiona jak dobrze odwzorowany jest zapach i w dodatku jak długo utrzymuje się na skórze. Mała, poręczna buteleczka zmieści się do każdej, nawet najmniejszej butelce i możecie mieć swój ulubiony zapach zawsze przy sobie - może nie oryginalny, ale zawsze :) 


Jeśli jesteśmy przy zapachach, udało mi się zużyć ogromną, bo 100 ml butelkę perfum sygnowanych przez Beyonce o nazwie Heat Rush. Naprawdę lubiłam ten zapach i z pewnością kiedyś jeszcze do niego wrócę. Kobiecy, kwiatowo - owocowy i długotrwały. Pełna recenzja TUTAJ.


piątek, 2 września 2016

Ulubieńcy sierpnia | Top 5 kosmetyków


Nadszedł wrzesień, a wraz z nim ulubieńcy poprzedniego miesiąca. Dzisiaj pokażę Wam jakie kosmetyki były używane przeze mnie najczęściej w miesiącu sierpień i dlaczego zasłużyły na miano najlepszych.


Zacznijmy naszą podróż po ulubieńcach od zapachu, który pokochałam od pierwszego wąchnięcia. Salvatore Ferragamo For Fascinating otrzymałam w prezencie i momentalnie przepadłam. Niesamowicie świeże połączenie sorbetu z mandarynki, jaśminu i paczuli, daje piękną, delikatną, kwiatową woń. Zapach kojarzy mi się z łąką, białą sukienką, jest kobiecy i świeży. Niedługo napiszę o nim pełną recenzję.


Latem podkład musi być przede wszystkim lekki i niewyczuwalny dla skóry. Za niewielkie pieniążki, w każdej szafie Rimmel, znajdziecie podkład Stay Matte. Konsystencja delikatnego musu ładnie sunie po twarzy i nie tworzy nieestetycznych smug. Utrzymuje strefę T w ryzach przez kilka godzin, ja latem nie używa pudru, mimo to podkład dawał radę. Nie zapchał mnie, nie podrażnił. Wkrótce recenzja.


Jeśli była kolorówka, to trzeba ją też czymś zmyć. Płyn micelarny Dermedic Hydrain3 otrzymałam w majowym ShinyBoxie i czekał na swoją kolej. Nieco się obawiałam, czy moja mieszana cera polubi się z czymś tak mocno nawilżającym. Okazało się jednak, że polubiliśmy się bardziej niż bardzo. Płyn dobrze radzi sobie z moim makijażem, skóra po jego użyciu jest miękka, nawilżona i gładka. Różowy Garnier ma konkurenta.


APN Hydrovital Krem na dzień  to również produkt z któregoś ShinyBoxa. Zaciekawiła mnie jego lekka konsystencja, dlatego też postanowiłam zabrać go ze sobą na urlop. Szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy, idealnie sprawdza się pod makijaż. Nie zapchał mojej cery, skóra po jego użyciu jest gładka, wszelkie podrażnienia zostają zniwelowane. Ma delikatny, niedrażniący zapach.


A na paznokciach przez cały sierpień gościł niezastąpiony Semilac Sleeping Beauty. Piękny, neonowy róż, z domieszką koloru brzoskwiniowego. Idealnie wygląda na paznokciach, wzorowo do opalonej skóry. Pasuje praktycznie do wszystkiego. Jest nieco bardziej wyróżniający się od powszechnych kolorów nude, ale wciąż neutralny. Bardzo się polubiliśmy.

A jacy są Wasi ulubieńcy? Miałyście któryś z wyżej wymienionych produktów?