Pages

sobota, 19 sierpnia 2017

Rimmel Fresher Skin | Lekki jak krem


Ostatnio opowiadałam Wam o matującej bazie od Lirene, dziś więc poświęcimy chwilkę podkładowi, który zaskoczył mnie nie tylko lekką konsystencją, ale również gładkim wykończeniem. Mowa tutaj o podkładzie Rimmel Fresher Skin, który już od jakiegoś czasu możecie znaleźć we wszystkich znanych drogeriach. 


Podkład zamknięty jest w odkręcanym słoiczku. Dla jednych będzie to pewnie rozwiązanie wygodne, dla innych mniej, mnie ta forma opakowania nie przeszkadza. Podkład ma bardzo świeży, delikatny zapach i lekką konsystencję. Nie spływa jednak z dłoni. Kolor 103 True Ivory to ładny beż z żółtymi tonami. W gamie kolorystycznej są jeszcze jaśniejsze odcienie. 
Nakładam go zazwyczaj palcami, ładnie wtapia się w skórę i daje bardzo naturalne wykończenie. Krycie określiłabym jako lekkie w kierunku średniego. Daje lekko mokre wykończenie, więc wymaga przypudrowania. Jego trwałość nie jest spektakularna, po kilku godzinach wyciera się, szczególnie w strefie T. Podkład jest lekki jak krem, więc skóra oddycha i nie zapycha się. 


Jeśli szukasz lekkiego podkładu o żółtych tonach, to Rimmel Fresher Skin mogę polecić. Bardzo naturalne i delikatne wykończenie to idealna opcja na upalne dni. Podkład dostaniecie w każdej drogerii z szafą Rimmel w cenie około 35 zł / 25 ml

sobota, 12 sierpnia 2017

Baza Lirene NO PORES


Impreza, chrzciny, wesela a na dworze totalny skwar. Skóra odmawia posłuszeństwa i już po godzinie od wykonania makijażu świeci jak choinka na Boże Narodzenie. Znasz to? Ja aż za dobrze... Gdy na dworze upał a ja z różnych przyczyn muszę mieć nienaganny makijaż, sięgam po bazy matujące. Dzisiaj mam dla Was jedną taką od Lirene. Jak się sprawdziła? 


Lirene NO PORES zmniejsza widoczność porów i reguluje wydzielanie sebum, dzięki czemu skóra pozostaje matowa nawet do 12H. Baza przedłuża trwałość makijażu a dzięki nietłustej konsystencji i proteinom ze słodkich migdałów pozostawia komfortowe uczucie na skórze.


Baza zamknięta jest w smukłej tubie z wąskim aplikatorem, który znacznie ułatwia aplikację. Ma lekką, nietłustą konsystencję i łatwo rozprowadza się po skórze. Nakładam ją w miejsca problematyczne, to jest nos, czoło i broda. Zaraz po nałożeniu skóra staje się gładsza i wyraźnie zmatowiona, a pory są mniej widoczne. Podkład jest na niej bardziej oporny, troszkę gorzej się rozprowadza, nie sunie tak łatwo, nie robią się jednak żadne plamy. Rzeczywiście skóra jest matowa przez kilka godzin, nawet jeśli się jej nie przypudruje. Z pudrem skóra pozostaje matowa przez 8H. Baza nie zapchała mojej mieszanej cery, czego się obawiałam. Jeśli szukacie niedrogiej, łatwo dostępnej bazy matującej, to Lirene mogę Wam serdecznie polecić. 


piątek, 4 sierpnia 2017

Lirene Stopy idealne | Krem i skarpetki do stóp z mocznikiem


Latem chętnie ubieramy sandałki i odsłaniamy stopy. Co zrobić by były gładkie i prezentowały się świetnie? Dzisiaj mam dla Was dwa produkty do pielęgnacji stóp od Lirene, dzięki którym zapomnisz o suchej i zrogowaciałej skórze stóp. 


Skarpetki nawilżające do stóp
Produkt składa się z dwóch saszetek, a sam zabieg powinien przebiegać dwuetapowo. W mniejszej saazetce znajduje się gruboziarnisty peeling enzymatyczny, który oczyszcza skórę ze zrogowaciałej warstwy i zwiększa chłonność składników aktywnych. Peeling zawiera zmielone łupiny orzecha włoskiego, pestki moreli oraz enzym z papai. Skóra po jego użyciu jest gładka i miła w dotyku - jest to dobry zdzierak, jednak coś mi nie pasowało w jego zapachu. Po wykonaniu peelingu należy osuszyć skórę i nałożyć skarpetki nawilżające.  W ich składzie znajdziemy nawilżające masło shea, olejek makadamia oraz 3% mocznika. Skarpetki trzymałam na stopach około 30 minut po czym zdjęłam i resztki wmasowałam w skórę. Nie znalazłam w nich żadnego zaczepu, dzięki któremu mogłybyśmy zaczepić je wokół kostki, więc spacery w nich są trochę utrudnione. Po zdjęciu skóra jest bardzo miękka, niesamowicie gładką i solidnie nawilżona. Wszelkie zgrubienia i szorstkość znikają. 


Krem do stóp z 30% mocznikiem 
Krem zmiekczający do stóp dzięki wysokiej zawartości mocznika ma niwelować wszelkie zgrubienia. Można go stosować zarówno jako krem, ale również jako nawilżająca maska na noc. Wystarczy nałożyć grubszą warstwę, nałożyć skarpetki i trzymać przez noc. Dzięki olejkowi herbacianemu działa przeciwbakteryjnie. Krem daje ukojenie suchej skórze i rzeczywiście zmiękcza skórę i wszelkie zrogowacenia, dzięki czemu łatwiej je później usunąć peelingiem lub pumeksem. Skóra jest gładka i miękka i tego właśnie oczekuję. Regularne stosowanie tego kremu sprawiło, że moje stopy mniej się przesuszają i wyglądają zdecydowanie ładniej. Skład oczywiście nie należy do tych naturalnych, ale w przypadku stóp jestem w stanie to pominąć. 

Podsumowując, zarówno dwuetapowe skarpetki, jak również krem-maska do stóp sprawdziły się naprawdę dobrze. Jeśli szukasz produktów, które zmiękczą i nawilżą skórę stóp, to serdecznie polecam. Szczególnie, że cena każdego z produktów to około 13 złotych. 

sobota, 29 lipca 2017

Kiedy cera ma kaprysy | Barwa Siarkowa


Moja mieszana cera lubi mieć kaprysy. Często miewa momenty, gdy w akcie buntu obdarza mnie masą nieprzyjaciół. Mimo, że staram się dbać o nią najlepiej jak potrafię, to niestety niektóre nowości jakie testuję, powodują wysyp. Z pewnością to znacie. Szala goryczy przelała się, gdy po użyciu serii Ziaja liście manuka na brodzie zrobił mi się grysik. Podskórne grudki które nie chciały zejść. Peelingi, maski oczyszczające - nic. Oczywiście jak się domyślacie wypukleń pod makijażem nie dało się ukryć. Wtedy jakby od niechcenia w Rossmanie sięgnęłam po mydło w kostce od Barwy Siarkowej. Gdy niechciane grudki zeszły, zainteresowałam się marką bliżej. Okazało się, że mają naprawdę szeroki asortyment i dzisiaj przychodzę do Was z recenzją żelu do twarzy i żelu punktowego na wypryski. 

Żel do mycia twarzy Barwa Siarkowa
Wszystkie produkty tej marki posiadają w składzie siarkę, która znana jest ze swych właściwości antygrzybicznych i antybakteryjnych oraz reguluję pracę gruczołów łojowych. W żelu antytrądzikowym znajdziemy również d-panthenol o właściwościach łagodzących i glicerynę, która zapobiega wysuszeniu i ściągnięciu skóry. 
Produkt ma lekko pomarańczową barwę, świeży zapach i konsystencję, która nie spływa z dłoni. Nie pieni się jakoś znacząco, ale rozprowadza się bardzo dobrze. Wygodna miękka tuba ułatwia aplikację, a zamknięcie na klik działa bez zarzutu. Jego pojemność to 120 ml. 
Żel nakładam na zwilżoną twarz i masuję przez chwilę. Nawet gdy uda mi się wyjechać za blisko oczu nie szczypie i nie podrażnia. Bardzo dobrze oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń, radzi sobie z resztkami makijażu. Skóra po jego użyciu jest odświeżona, czysta i gładka, nie mam uczucia ściągnięcia ani podrażnienia.  W momencie, gdy moja skóra ma jakiś wysyp, żel pomaga mi się z nim szybciej uporać. Polecam ten żel szczególnie cerom mieszanym, ponieważ działa na wydzielanie sebum, jednocześnie nie wysuszając skóry. 

Punktowy żel na wypryski Barwa Siarkowa 
Ten maluszek nie raz ratował mnie z opresji. Znacie na pewno to uczucie, gdy nieprzyjaciel atakuje z siłą bomby atomowej. Jeszcze nie wyjdzie na powierzchnię, a Ty już czujesz, że nie tylko będzie olbrzymi, ale również bolesny. Takie wypryski to nic fajnego. Punktowy żel już nie raz nie dopuścił, aby taki pryszcz wyszedł, ale również szybko złagodził te istniejące. Używam go w awaryjnych sytuacjach. Podsusza miejsce występowania wyprysku i działa silnie antybakteryjnie. Odrobinę żelu należy nałożyć na zmianę skórną, odczekać około 20 minut, po czym spłukać letnią wodą. 
Żel zamknięty jest w miękkiej, malutkiej tubce z podłużnym aplikatorem o pojemności 15 ml. 


Barwa Siarkowa to marka po którą sięgam, gdy moja skóra ma gorsze momenty. Seria działa silnie antybakteryjnie i pomaga walczyć z niedoskonałościami. Nie wiem, czy seria będzie idealna dla cer trądzikowych, bo tam zmiany skórne już występują, nie możemy więc zapobiegać, a już leczyć. Jednak jeśli Twoja cera jest mieszana lub normalna, a czasem zdarza jej mieć jakiś wysyp, to z całego serducha Wam te produkty polecam. Z tej serii są również kremy matujące, nawilżające, pianki do mycia, peelingi, maseczki - do koloru do wyboru. Co najlepsze - produkty te są naprawdę niedrogie i możecie je dostać stacjonarnie na przykład w Super-pharmie. 

wtorek, 25 lipca 2017

FIGS&ROUGE | Serum do ciała


Latem chętnie sięgam po wszelkie produkty ujędrniające. Wiadomo, że tego typu kosmetyki nie załatwią problemu uciążliwego problemu cellulitu, ale z pewnością pomogą nawilżyć i napiąć skórę, by pięknie prezentowała się w sukienkach i szortach. Jakiś czas temu w pudełku Liferia trafiłam na serum ujędrniające do ciała zupełnie nieznanej mi marki FIGS&ROUGE. 

Serum znajduje się w miękkiej tubie w kolorze białym o pojemności 150ml. Cały design prezentuje się niezwykle elegancko i nowocześnie. Tuba dodatkowo zamknięta jest w kartonik. 
Produkt ma za zadanie, dzięki specjalnej formule, ujędrnić, napiąć oraz usunąć wszelkie niedoskonałości skóry. W składzie znajdziemy kofeinę, wyciąg z karczocha, a także witaminę B5. Mają one zapewnić optymalne nawilżenie skóry i jej napięcie. 


Serum stosowałam każdego wieczoru po kąpieli na problematyczne partie ciała, czyli uda i pośladki. Produkt ma bardzo delikatny, słodkawy zapach i przeźroczysty kolor. Jego jedyną wadą, jeśli chodzi o konsystencję jest to, że jest strasznie rzadki, wręcz wodnisty. Dosłownie. Otwierając zamknięcie produkt się wylewa, trzeba więc uważać, by nie rozlać go po całej łazience. Mnie udało się to kilka razy, przez co jego wydajność spada. Wydaje mi się, że konsystencja żelowa byłaby równie lekka, ale zdecydowanie łatwiejsza w korzystaniu. 
Jeśli chodzi o działanie, to po miesiącu użytkowania zauważyłam, że moja skóra stała się bardziej napięta, oczywiście cellulitu ani rozstępów magicznie nie wymazał, nie ma co się łudzić, ale skóra jest zdecydowanie bardziej sprężysta. Nawilżenie nie jest jakieś znaczące, jeśli borykasz się z mocnymi przesuszeniami będzie konieczne wspomóc się jeszcze jakimś produktem.


Podsumowując, jeśli konsystencja by się zmieniła z chęcią wróciłabym do tego produktu, bo jego działanie miło mnie zaskoczyło. Jednakże jego wodnista konsystencja bardzo utrudnia aplikację i wolę poszukać czegoś innego. Jego cena to 140 zł / 150 ml, co jest, jak dla mnie ceną dość wysoką.
Znacie firmę FIGS&ROUGE? Co myślicie o tym serum?

piątek, 21 lipca 2017

Oczyszczanie twarzy olejkiem Nacomi


Ostatnio wspominałam Wam o jednej z najtrwalszych drogeryjnych pomadek do ust. Trwałe kosmetyki mają to do siebie, że ciężko je wieczorem zmyć. U mnie w przypadku takich produktów najlepiej sprawdza się olejek. Metodę OCM, czyli oczyszczania twarzy olejami z pewnością większość z Was zna, lub o niej słyszała. Opiera się ona na zasadzie, że tłuste rozpuszcza tłuste, więc mieszanka olei powinna zmieszać się z naszym sebum i wszelkimi zanieczyszczaniami i następnie wszystko powinno być dokładnie zmyte. Zwolenniczek tej metody zrobiło się wiele, więc producenci szybko to podchwycili i zaczęli produkować olejki do demakijażu. Dzisiaj o jednym takim od Nacomi. 

Zmyj makijaż w kilka chwil 
Olejek Nacomi stworzony jest do codziennego oczyszczania twarzy. Wersja którą posiadam przeznaczona jest do cery suchej i wzięłam ją niestety przez przypadek. Trochę obawiałam się, że moja mieszana cera może się zbuntować. Produkt Nacomi jest w 99% złożony z naturalnych, roślinnych składników. To mieszanka oleju rycynowego, który ma właściwości silnie oczyszczające, olejku arganowego, inca inci, oleju z pestek winogron, jojoba, marula oraz oleju z rokitnika. Cała ta mieszanka ma za zadanie usunąć wszelkie zanieczyszczenia twarzy oraz makijaż, nawet ten wodoodporny nie naruszając przy tym warstwy ochronnej naskórka. 

Olejku używam każdego wieczoru, aby zmyć makijaż. Niewielką jego ilość wylewam na dłoń, następnie masuję nim twarz i zmywam wszystko mokrym ręczniczkiem. Olejek dokładnie usuwa podkład, pomadki, nawet te trwałe i matowe oraz wodoodporny tusz. Jeśli chodzi o działanie, nie mam tutaj zastrzeżeń, zmywa cały makijaż, nie zapchał mojej skóry, pozostawia ją miękką i gładką. Niestety przyczepić muszę się tutaj opakowania. Pewnie co bystrzejsze oko dojrzało na pierwszym zdjęciu, że dozownik opakowania jest cały żółty. Tak, olejek z wylewa się, przez co cały czas opakowanie jest tłuste i lepkie. Nie polecam zabierać tej buteleczki w podróż. O wiele lepiej byłoby gdyby zamontowali pompkę. 


Jeśli chodzi o działanie olejku jestem zadowolona. Bardzo dobrze oczyszcza, jest wydajny i nie zapchał mojej mieszanej cery. Jednakże wiele niedogodności jakie sprawia nieszczelne opakowanie sprawia, że nie mam ochoty wracać do niego ponownie. Jeśli producenci wpadną na pomysł bardziej praktycznego opakowania z pewnością jeszcze kiedyś się do niego uśmiechnę. 

niedziela, 16 lipca 2017

Najtrwalsza drogeryjna pomadka do ust? | Max Factor Lipfinity 055 Sweet


Trwałość to jedna z tych cech, których uciążliwie szukamy we wszelkich mazidłach do ust. Na rynku istnieje wiele pomadek trwałych, lecz czy można znaleźć taką w drogerii? Można, istnieje bowiem naprawdę zgrany duet od Max Factor i w drogeryjnych szafach znajdziecie go pod nazwą Lipfinity. 

Lipfinity to podwójna pomadka, która ma zapewnić nieskazitelny wygląd ust i trwały kolor do kilku godzin. W kartoniku znajdujemy więc kolorową pomadkę oraz przezroczysty utrwalacz w formie sztyftu. Pomadka ma wygodny aplikator w kształcie pacynki, natomiast sztyft jest wykręcany. Kolor który posiadam to 055 sweet i jest to taki przybrudzony jagodowy róż. Pomadka bardzo dobrze kryje już po pierwszej warstwie. Ochronny sztyft nadaje ustom połysku, więc dla fanek matowych pomadek może być to problem. Błysk ten jednak powoduje, że usta są pełniejsze i na szczęście warstwa ta nie klei się jak błyszczyki. Aby pomadka była jak najbardziej trwała, należy odpowiednio ją aplikować. Najpierw nakładamy kolor i odczekujemy około minuty aż zaschnie. Staramy się nie zamykać ust, ani ich nie ruszać. Na kolor nakładamy cienką warstwę sztyftu i możemy się cieszyć kolorem bez poprawek.

Pomadka nawet bez sztyftu jest niezwykle trwała, choć solo szybciej się ściera. Bezbarwny sztyft ma być bowiem barierą ochronną, dlatego warto dokładać go w ciągu dnia. U mnie pomadka wytrzymuje do 7 godzin bez większego uszczerbku. Nie zostawia odbicia na kieliszku, nie ściera się podczas jedzenia, nawet pocałunki nie są dla niej przeszkodą. Po tym czasie zaczyna się wycierać w wewnętrznej stronie ust. Muszę zaznaczyć jeszcze, że bardzo wygodnie się ją nosi, nie powoduje uczucia ściągnięcia ani nie wysusza ust. Na wieczór zmycie jej stanowi problem. Zwykły micel nie daje rady. Całkowicie zmyć możemy ją jedynie dwufazówką lub olejkiem. 





Podsumowując, pomadka jest moim hitem. Niesamowicie trwała, kremowa, wygodna w aplikacji i przyjemna w noszeniu. Kolorów do wyboru jest kilkanaście, więc każda z Was powinna znaleźć coś dla siebie. Jedynym minusem dla niektórych może być to, że ma połyskujące wykończenie. Mnie jednak to nie przeszkadza i w sumie trochę się dziwię, że o pomadkach tych nie jest w blogsferze głośniej.

czwartek, 13 lipca 2017

Prostowanie bez prostownicy? | Szczotka Babyliss HSB101E


Jakiś czas temu chwaliłam się Wam nam Instagramie, że udało mi się zostać ambasadorką Babyliss. W związku z tym otrzymałam do testów szczotkę prostującą do włosów Babyliss HSB101E. Dużo czytałam o tego typu gadżetach do włosów, jednak nie miałam z nimi wcześniej styczności. Gdy chciałam mieć prostsze włosy zazwyczaj sięgałam po prostownicę. Czy więc szczotka prostująca jest lepsza od prostownicy?

Zacznijmy od kwestii wizualnych. Jeśli chodzi o wygląd szczotki jest ona wykonana bardzo solidnie. Nie jest matowo czarna, posiada mnóstwo świecących się drobinek, co sprawia, że wygląda niezwykle elegancko. Gadżet posiada trzy rodzaje ząbków - długie plastikowe, takie jak w tradycyjnych szczotkach, miękkie gumowe oraz twarde ceramiczne, które się nagrzewają. Szczotka ma trzy stopnie regulacji temperatury i funkcję jonizacji, dzięki czemu dba o włosy i zapobiega ich elektryzowaniu. Dodatkowo została wyposażona w obrotowy kabel, co zapobiega jego plątaniu się podczas stylizacji. Automatyczny wyłącznik sprawia, że nieużywane urządzanie samo się wyłącza, co jest niezwykłym ułatwieniem. 



Do urządzanie dołączona jest miękka mata, na którą możemy kłaść nagrzane urządzenie oraz przechowywać je po stylizacji. Mata zawiera rzep, dzięki któremu możemy owinąć szczotkę i schować do szafki. A co z działaniem? 
Moje gęste i długie włosy muszę dzielić na partie. W związku z tym, że mają tendencję do plątania się zawsze przed użyciem szczotki dokładnie rozczesuję je zwykłą szczotką. Mimo używania szczotki na najwyższej temperaturze moich grubych włosów nie prostuje jak drut. Wygładza je, nadaje im blasku i dyscyplinuje. Lubię jej używać, gdy moje włosy są mocno napuszone. 



Szczotka Babyliss HSB101E bardzo ładnie wygładza włosy i je dyscyplinuje. Jeśli oczekujecie włosów prostych jak drut, a macie je dosyć gęste, możecie się nieco zawieść. Ja lubię jej używać, daje efekt naturalniejszy niż prostownica. Czy ten gadżet jest lepszy od prostownicy? Wszystko zależy od tego jakiego efektu oczekujecie. Jeśli oczekujecie wygładzenia - z pewnością się Wam spodoba. Myślę, że najlepiej szczotka Babyliss sprawdzi się na włosach cienkich. Dostać ją możecie w większości sklepów z elektroniką w cenie 259 zł. Używałyście szczotki prostującej? Co sądzicie o tej?

niedziela, 9 lipca 2017

Liferia czerwiec | Summer vibes


Wczoraj z samego rana zawitał do mnie listonosz z czerwcowym pudełkiem Liferia. Jako że przez ostatnie dwa tygodnie miałam naprawdę intensywny czas przygotowań do obrony, więc nawet nie śledziłam strony Liferii, tym samym nie mając pojęcia co może znaleźć się w środku. Tym większa była moja ciekawość, co ekipa Liferii przygotowała dla swoich klientek. Jeśli i Wy jesteście ciekawe co takiego zawiera czerwcowy box, to zapraszam na dalszą część posta. 


SKIN DRENCH, Krem na noc | Anglia | Produkt pełnowymiarowy | 120 zł/50 ml
Krem regenerujący, mający za zadanie wzmocnić i zapewnić skórze odpowiedni poziom nawilżenia. Zawiera witaminę E oraz kiełki pieprzycy siewnej. Ten powinien dodatkowo chronić skórę przed wolnymi rodnikami. Kremów do twarzy nigdy za wiele, wprawdzie mam już zapas w łazience i ten pewnie będzie musiał poczekać, ale cieszę się jego obecnością. Szczególnie, że jest to produkt mi nieznany, a jego cena, wynosząca 120 zł za opakowanie czyni go kosmetykiem, można powiedzieć, luksusowym.


LAB 5033 Peeling do ciała | Anglia | Produkt pełnowymiarowy | 40 zł / 200 ml
Peelingów do ciała nigdy za wiele, szczególnie latem. Ten, dzięki minerałom z morza martwego redukuje wszelkie podrażnienia i koi naskórek. Zawarta w produkcie witamina C ma za zadanie rozświetlić skórę i nadać jej zdrowego blasku. Produkt ten pakowany był do pudełek stałych klientek, dla wszystkich nowych Liferia przygotowała serum rozświetlające NSPA o wartości 30 zł / 50 ml.


DERMO PHARMA Hydrożelowe płatki 4D pod oczy | Polska | Produkt pełnowymiarowy | 7 zł /szt
Takie nawilżające płateczki to świetna opcja dla zmęczonych i opuchniętych oczu. Te zawierają kwas hialuronowy i mają również za zadanie nawilżyć tę wrażliwą partię twarzy i dodać jej blasku. Z chęcią je wypróbuję. Choć wiem, że tego typu gadżet jest już dość popularny na rynku, to ja jednak jeszcze ani razu nie używałam takich płatków.


NABLA, matowa szminka Diva Crime, odcień Ombre Rose | Włochy | Produkt pełnowymiarowy | 55 zł / szt. 
Pięknych nudziaków na ustach nigdy za dużo, prawda? Muszę przyznać, że ten kolor od razu bardzo mi się spodobał. Przybrudzony, lekko beżowy róż o matowym wykończeniu i lekkiej formule. Nie zawiera silikonów ani parabenów. Zobaczymy jak będzie z trwałością.


IDEA TOSCANA, Naturalny szampon do włosów | Włochy | Produkt miniaturowy | 13 zł / 50 ml 
Naturalny szampon do włosów przeznaczony jest do codziennego użytku i nadaje się nawet do włosów suchych i zniszczonych. Dzięki zawartości organicznej oliwy z oliwek usuwa nadmiar sebum i delikatnie oczyszcza skalp, pozostawiając włosy odbite od nasady i niezwykle miękkie w dotyku. Miniaturowa wersja będzie idealna na urlopowy wyjazd.
___________________________________________________________________
Zdaję sobie sprawę, że mogę zacząć przynudzać jeśli chodzi o pudełka Liferia, ale kolejny miesiąc jest naprawdę dobry. Cztery, pełnowymiarowe, zróżnicowane produkty nieznanych mi marek o dobrym składzie i do tego jedna miniatura, która w okresie urlopowym na pewno się przyda. Najbardziej jestem zadowolona z peelingu, kremu do twarzy i oczywiście pomadki i pięknym kolorze. A Wam co się najbardziej podoba? Nie czekaj i zamów swoje pudełko TUTAJ 

czwartek, 6 lipca 2017

Czy istnieje tani odpowiednik Beauty Blendera ? | Donegal Sponge


Muszę przyznać, że oryginalnego Beauty Blendera miałam jakieś dwa lata temu. Tak, moja blogerska ciekawość nie wytrzymała i musiałam sprawdzić o co tyle szumu. Oczywiście cała moja dusza krzyczała przy kasie w Sephorze, gdy za kawałek różowej gąbeczki dawałam 70 zł. Mój chłopak zkwitował mój zakup sarkastycznym prychnięciem i po chwili przemyśleń zakończył to pełnym zdziwienia: "Ileeeeeeee???" Tak, trzeba przyznać, że przy polskich zarobkach, taka cena za akcesorium kosmetyczne, które jakby nie patrzeć, nie jest nam niezbędne, to naprawdę dużo. Od tej pory każdą następczynie porównuje do oryginału. Tak już jest, BB jest bowiem naprawdę dobrą gąbeczką. Niesamowicie miękką, jak puszek. Bardzo przyjemnie się jej używa, dość łatwo myje i po tych wszystkich zabiegach, gąbka nie posiada żadnych odkształceń. Czy jednak da się znaleźć coś tańszego, a równie dobrego? 


Po Beauty Blenderze miałam kilka gąbeczek, pomarańczową ze ściętym brzegiem od Real Techniques, chińską gąbkę z Aliexpress, gąbeczkę z popularnych drogerii i w końcu w moje ręce trafiła ta z Donegal. Gąbeczka kosztuje na internecie kilkanaście złotych i wizualnie bardzo przypomina oryginalne jajeczko. Jest w soczystym kolorze różu, ale jest na sucho większa. Początkowo myślałam, że nic z tej znajomości nie będzie, ponieważ po pierwszym zetknięciu z wodą, gąbeczka zaczęła się dziwnie odkształcać. Nie potrafiła równomiernie nabrać wody. Po kilkukrotnym zmoczeniu zaczęła funkcjonować normalnie. Po nabraniu wody powiększa swoją objętość, ale nie tak mocno jak oryginalne jajeczko.  Ma bardziej zbite pory niż BB i przez to jest również twardsza po zmoczeniu niż droższy odpowiednik. Nie bijemy się nią jednak po twarzy, jest twardsza, ale używanie jej wcale nie należy do nieprzyjemnych. Jeśli chodzi o wykończenie makijażu, to muszę przyznać, że Donegal miło mnie zaskoczył. Ładnie wpracowuje podkład w skórę, nie pozostawia smug. Co ważne, przez swoją bardziej zbitą konsystencję niż BB, pochłania mniej podkładu. Z myciem jest nieco gorzej, przez te ściśnięte pory jeśli już podkład w nie wejdzie, trudniej mu wyjść.


Czy Donegal jest w stanie zastąpić Beauty Blendera? Myślę, że trochę tej gąbeczce brakuje, ale nie należy zapominać, że jest kilka razy tańsza. Jeśli szukacie akcesorium które ładnie współpracuje z podkładami, daje gładkie wykończenie i przez które nie zabraknie Wam do dziesiątego, to jak najbardziej polecam. 

Używałyście oryginału? Co sądzicie o Donegal? Koniecznie dajcie znać w komentarzu. 

czwartek, 29 czerwca 2017

Matowe usta w upalne dni? | DIY


Lato to czas kiedy nasz makijaż zyskuje na lekkości. Ciężkie kryjące podkłady zamieniamy na lekkie kremy BB, mocne konturowanie odkładamy na bok na rzecz lekkiego muśnięcia buzi różem, a usta? Ja latem nie lubię nosić matowych pomadek. Choć są niezwykle trwałe i mam ich naprawdę dużo w kolekcji, w upalne dni wolę na ustach zdecydowanie coś lżejszego. To jednak nie znaczy, że od razu kupuję lekkie pomadki, szczególnie że w moim zbiorku matowych mazideł są naprawdę ładne kolory. 

Zamień matową pomadkę w lekką połyskującą
Masz swoje ulubione kolory wśród matowych pomadek, ale latem musisz z nich zrezygnować? Nie martw się, wystarczy, że użyjesz wazeliny. Nałóż na usta warstwę balsamu do ust lub wazelinki i kilka kropek swojej ulubionej matowej szminki. Rozmaż wszystko pędzelkiem jeśli potrzebujesz lepszego konturu, lub palcem jeśli masz mało czasu. Masz swój ulubiony kolor w lekkiej połyskującej wersji. Kolor oczywiście nieco straci na intensywności, a sama pomadka na trwałości, ale możecie się cieszyć naprawdę lekkim makijażem i dodatkowo nawilżeniem ust. 
A Wy nakładacie latem matowe pomadki, czy wolicie te lekkie połyskujące?

piątek, 23 czerwca 2017

Poczuj moc enzymu | Peeling Sylveco


Peelingi enzymatyczne są zdecydowanie mniej popularnie niż te mechaniczne. Wiele kobiet wciąż dziwi się, jak produkt, który w ogóle nie posiada drobinek może złuszczać skórę. A no może i to nawet lepiej niż niejeden peeling z ziarenkami. Wszystko to za sprawą enzymów, które delikatnie rozpuszczają martwe, zrogowaciałe komórki, wygładzają strukturę skóry i jej koloryt. Polecany jest szczególnie dla skóry wrażliwej, z rozszerzonymi naczynkami, problematycznej i młodej oraz dla tej, która nie toleruje jakichkolwiek działań mechanicznych. 

Jak to w ogóle działa? 
Peeling zamknięty jest, jak zresztą wszystkie peelingi od Sylveco, w zakręcanym słoiczku. Jego konsystencja jest mocno zbita, bardzo ciężko w ogóle go nałożyć. Najlepiej jest zmoczyć ręce i nieco pocierać, żeby zrobił się bardziej plastyczny. Masaż z tym peelingiem należy wykonywać około 3 minut, w międzyczasie zwilżając dłonie dla lepszego poślizgu.  Pod palcami nie wyczuwamy żadnych drobinek, ale czuć w konsystencji oleje, które otulają naszą twarz podczas masażu. Zabieg ten należy wykonywać 1-2 razy w tygodniu. 


Naturalna moc składników
Jak to w przypadku Sylveco bywa, skład jest naprawdę bardzo dobry. W peelingu znajdziemy bowiem olej ze słodkich migdałów, olej palmowy, masło karite i kakaowe, stearynian glicerolu, glukozyd laurylowy, papaina, bromelaina, kwas hydroksystearynowy, olejek z trawy cytrynowej, witamina E, olejek geraniowy, olejek cytrynowy, alantoina, alkohol benzylowy, kwas dehydrooctowy, geraniol. Podczas nakładania peelingu może towarzyszyć uczucie pieczenia, ale jak zapewnia producent, jest to normalne dla peelingów enzymatycznych. 

Zupełnie nowa skóra
Powiem Wam, że z peelingiem enzymatycznym już się wcześniej spotkałam. Był to cytrynowy peeling od Mizon. Wprawdzie miałam jedynie saszetkę, która wystarczyła mi na kilka użyć, ale to wystarczyło bym poznała cudowną moc enzymów. Przy użyciu peelingu z Mizon czułam pod palcami złuszczony naskórek, miałam namacalne dowody, że działa i rzeczywiście usuwa martwą warstewkę skóry. Gdy więc użyłam pierwszy raz peelingu Sylveco byłam nieco zawiedziona. Nie czułam aby mój naskórek się łuszczył, miałam wrażenie, że peeling po prostu nie działa tak jak jego azjatycki kolega. Nic bardziej mylnego. Mimo, że peeling od Sylveco nie działa aż tak "agresywnie", to po jego zmyciu nasza skóra jest niezwykle miękka, gładka w dotyku i po prostu ładniejsza. Po miesiącu stosowania koloryt się wyrównał, a wszelkie zaczerwienienia na policzkach i nosie złagodziły się. Twarz po użyciu jest nawilżona, nie ma żadnego uczucia ściągnięcia, więc wszelkie osoby z suchą skórą powinny się z nim polubić. W przypadku mojej mieszanej cery działa oczyszczająco i sprawa, że skóra mniej się przetłuszcza. Peeling nie zapchał mnie, nie spowodował alergii, ani podrażnienia. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to mocno zbita konsystencja, dzięki czemu ciężko produkt nałożyć oraz zapach. Zapach niby cytrusowy, ale dla mnie drażniący, ma coś w sobie co mi się nie podoba. Czy wolę ten peeling od mechanicznego? Zdecydowanie tak! Jest delikatniejszy w działaniu, a równie skuteczny. 


Znacie ten produkt? Lubicie peelingi enzymatyczne, czy wolicie te z drobinkami? 

wtorek, 20 czerwca 2017

Ulubione kosmetyki ostatniego czasu


Zdałam sobie sprawę, że dawno nie pokazywałam Wam ulubieńców. Dzisiaj nadrabiam więc zaległości i chciałabym przedstawić Wam kilka produktów, które ostatnio gościły u mnie cały czas i naprawdę się z nimi polubiłam. Jest co nieco z kolorówki, pielęgnacji i produkt do golenia. 

Podkład Rimmel Fresher Skin SPF15 


Otrzymałam ten podkład w ramach współpracy, sama zapewne bym go nie kupiła. Jakoś nie przemawia do mnie pojemnik w formie słoiczka. Okazało się jednak, że to idealny podkład na lato. Bardzo lekki, dający naturalny efekt. Ma średnie krycie i ładnie wyrównuje koloryt skóry. Jest niewyczuwalny na twarzy i pozostawia ją zdrowo rozświetloną i nawilżoną. Dobrze dogaduje się z różami i bronzerami. Nie oksyduje po nałożeniu. Kolor który posiadam to 103 Ivory, ale są również jaśniejsze. 

Lirene NO PORES - baza matująca pod makijaż 
Latem moja skóra mocno się świeci, szczególnie w okolicach nosa i brody. To z kolei powoduje, że większość podkładów waży się w tych miejscach. I tutaj zbawienna okazuje się baza pod makijaż Lirene. Kupiłam ją na ostatniej promocji w Rossmanie, ale dopiero teraz doceniam jej matujące działanie. Zaraz po nałożeniu skóra staje się gładsza, a pory mniej widoczny. W dodatku podkład lepiej po niej sunie. Ma ładny świeży zapach i wygodną w aplikacji tubkę. 

Evree Magic Rose - różany tonik do twarzy 


Tonik, którym spryskujemy twarz okazał się być nie tylko bardzo wygodny w użyciu, ale również idealny dla mojej mieszanej i skłonnej do podrażnień cery. Tonik odświeża skórę i łagodzi zaczerwienienia. Dodatkowo delikatnie nawilża, skóra po jego użyciu jest miękka w dotyku. Subtelny zapach róż mi bardzo odpowiada, nie jest nachalny i niczym nie przypomina kadzidlanych babcinych różanych woni. 

Earthnicity Minerals - mineralny rozświetlający bronzer 
Bronzer otrzymałam w którymś pudełku Liferia. Początkowo zdziwiłam się, że jest taki rozświetlający, bardziej przypominał mi cień do powiek. Okazało się jednak, że wygląda bardzo ładnie na twarzy, szczególnie w towarzystwie opalenizny. Nie ściera się w ciągu dnia i bardzo ładnie się blenduje. Nie nada się oczywiście do takiego typowego konturowania, ale jeśli chcecie dodać sobie jednocześnie troszkę brązowego koloru i blasku to ten produkt bardzo serdecznie Wam polecam. 

Balea Duschschaum Fresh&Fruity - owocowa pianka do golenia


Pianka niczym specjalnym wśród innych się nie wyróżnia. Jedynie ten zapach. Iście letni i orzeźwiający - połączenie grejpfruta i limonki to naprawdę ciekawe połączenie. Pianka daje maszynce poślizg, dzięki czemu golenie przebiega łatwo i przyjemnie. 

Znacie któryś z tych produktów, któryś szczególnie Was zainteresował ? 

sobota, 17 czerwca 2017

Bombowe kosmetyki do ust Evree | Peeling i balsam


Pielęgnacja ust jest niezwykle ważna, szczególnie jeśli na co dzień używamy matowych pomadek. Ale zadbane wargi to nie tylko kwestie wizualne, ale również nasze dobre samopoczucie. Spierzchnięte i popękane usta są bolesnym doświadczeniem i coś o tym wiem. Dzisiaj więc przychodzę z bombowymi kosmetykami do ust od Evree, które mają za zadanie wygładzić i nawilżyć nasze usta. 


Od firmy Evree otrzymałam dwa zestawy składające się z cukrowego peelingu do ust i balsamu o soczystych zapachach pomarańczy i poziomki. Zapachy są bardzo słodkie i całkiem nieźle odwzorowane. Każdy z kosmetyków zamknięty jest w kartoniku, na którym znajdziemy wszelkie niezbędne informacje, a każdy słoiczek, niezależnie czy to peeling, czy balsam, zabezpieczony jest folią. To ważne w przypadku kosmetyku do ust, mamy bowiem pewność, że nikt wcześniej nie grzebał w naszym produkcie. Musicie przyznać, że szata graficzna jest całkiem ładna. Białe proste opakowania z minimalistyczną grafiką bardzo przypadły mi do gustu. 


Konsystencja peelingu jest zbita i gęsta. Łatwo nakłada się na usta i w żaden sposób nie osypuje się ani nie spływa. Jest to mieszanka drobinek cukru z czymś w rodzaju wazeliny z olejkami. Jeśli chodzi o wersje zapachowe to mamy do wyboru dwie - poziomkową i pomarańczową. Drobinki cukru są wystarczająco ostre, by dokładnie wygładzić usta. Dzięki zawartości olejku rycynowego, olejku z awokado, palmowego, kokosowego oraz masła mango dogłębnie nawilża usta i nadaje im zdrowy wygląd. Co drugi dzień na wieczór wykonuję masaż ust tym peelingiem. Już po kilku aplikacjach suche skórki są zniwelowane, usta nawilżone, jędrne i gładkie. Zarówno zapachy, jak i smaki są niezwykle słodkie. 
Balsam jest niezwykle lekki, choć w opakowaniu ma zbitą konsystencję. Trzeba trochę pocierać palcem, by pod wypływem ciepła konsystencja zrobiła się bardziej plastyczna. Na ustach daje lekki połysk i jest praktycznie niewyczuwalny. Zapach pomarańczy jest lekko kwaskowy i orzeźwiający, natomiast poziomka to słodka eksplozja zapachu. Balsamy są słodkie w smaku. Ich lekka konsystencja sprawia, że popękane i mocno spierzchnięte usta mogą czuć niedosyt. W moim przypadku świetnie nadają się pod wszelkiego rodzaju pomadki, ponieważ nie powodują ich rolowania. Nie są to najmocniejsze na świecie nawilżacze, działają podobnie do znanych większości EOS-ów. Nie pozostawiają na ustach koloru. W składzie znajdziemy olej z nasion słonecznika, masło kakaowe, masło shea, olej z awokado oraz kokosowy, masło z mango, a także wyciąg z kwiatów gardenii. 

Podsumowując, peelingu do ust od Evree okazały się być naprawdę ciekawym odkryciem. Dobry skład, słodki zapach i mocne zdzieranie działają na usta naprawdę zbawiennie. Po każdym użyciu wargi są gładsze i bardziej nawilżone. Balsamy są lekkie, mają piękne zapachy i sprawdzą się na co dzień na niezbyt wymagających ustach. Świetnie spisują się pod wszelkie pomadki. Dostaniecie je w Rossmanie w cenie około 23 zł / szt.