Pages

środa, 27 czerwca 2018

Woski Yankee Candle - ulubione zapachy


Woski Yankee Candle to świetna propozycja dla wszystkich, którzy nie potrafią zdecydować się na jeden zapach, lub są w trakcie szukania tego wyjątkowego. Wosk jest mały, starcza na kilka użyć i potrzebny jest do jego odpalenia specjalny kominek. Ja wśród mnóstwa wosków, które przetestowałam, wytypowałam dziś dla Was cztery, które spokojnie mogłabym zakupić w postaci dużej świecy. 

Yankee Candle Mango Peach Salsa
Idealny zapach na lato, owocowy, orzeźwiający i mimo słodkich nut, nie jest mulący. Kojarzy mi się z wakacjami i sałatką ze świeżych owoców. Na sucho wosk pachnie trochę sztucznie, jednak po odpaleniu zyskuje na autentyczności. Czuć wyraźnie brzoskwinię i to ona w tym duecie jest dominująca. Zapach nie należy do tych najmocniejszych, nie jest też duszący. 

Yankee Candle Shea Butter
Zapach, który uwielbiam już od bardzo dawna i póki co żaden wypróbowany przeze mnie wariant nie jest w stanie mu dorównać. Słodki, pudrowy, bardzo otulający, kojarzący się z balsamem do ciała lub dla niektórych kremem Nivea. Jest idealnie kremowy i troszkę mydlany. Idealny na romantyczny wieczór we dwoje, lub domowe spa. Jest to wosk z linii tych mocniejszych, nie jest jednak duszący. 


Yankee Candle Pink Sands 
Kolejny faworyt polecany szczególnie na ciepłe dni. Mimo cytrusowych i kwiatowych nut kojarzy mi się z zapachem arbuza. Jest rześki i pobudzający. Ma w sobie troszkę słodkich i pudrowych nut, dzięki czemu jest lekki i otulający. Zapach należy do tych intensywniejszych, niewielka jego ilość wystarczy, by wypełnić zapachem całe pomieszczenie. 

Yankee Candle Black Coconut 
Wosk wybrany przez mojego chłopaka okazał się strzałem w dziesiątkę. Słodki, otulający zapach kokosa, został połączony z aromatem drzewa cedrowego i świeżych kwiatów. Wosk należy do tych intensywnych, mocnych i słodkich, ale nie duszących. Ma w sobie coś uwodzicielskiego i przywodzącego na myśl rajskie wakacje na egzotycznej wyspie. 



Dajcie koniecznie znać jakie są Wasze ulubione zapachy wosków? Lubicie słodkie, czy orzeźwiające nuty? A może kwiatowe lub piżmowe? Podawajcie swoje typy.

niedziela, 24 czerwca 2018

Gąbka do makijażu WIBO | Dobry zamiennik Beauty Blendera?


Gąbka do makijażu to jedno z moich ulubionych narzędzi do nakładania podkładu, korektora, a nawet pudru. Stopniowo odstawiałam pędzle i na chwilę obecną gąbka rzeczywiście godnie je zastępuje. Lubię naturalny efekt jaki mi daje, dodatkowo ciężko zrobić sobie przy jej użyciu plamy, nawet jeśli Wasz podkład nie współpracuje.

Najlepszy z najlepszych... 

Mistrzem w tym fachu bez dwóch zdań jest oryginalny Beauty Blender - najbardziej miękka, porowata i najłatwiej czyszcząca się gąbka jaką miałam przyjemność używać. Nie ukrywajmy jednak - cena jest wysoka jak na akcesorium do makijażu. Od czasu BB próbowałam znaleźć godnego jego godnego zastępcę.

Początkowo wszystkie gąbki kupowane w popularnych drogeriach, takich jak Hebe, Natura czy Rossmann, okazywały się być totalnym niewypałem. Twarde, niepochłaniające wody oraz trudne do umycia uprzykszały codzienny rytuał makijażu.

Prawie idealnie ...
Pierwszym produktem, który konkurował z BB, była gąbeczka do makijażu od Real Techniques, o której poczytacie w tym wpisie. Kolejną, może nie tak dobrą, ale na pewno tanią wersją Beauty Blendera była gąbka z Donegal, o której możecie poczytać w tym wpisie. W między czasie miałam też gąbkę z Inglota oraz Douglasa, natomiast nie spełniały one moich oczekiwań.

I wtedy pojawiła się ona, gąbka do makijażu popularnej drogeryjnej marki WIBO. Jest niesamowicie miękka i zwiększa swoją objętość w zetknięciu z wodą. Ma sporej wielkości pory i rzeczywiście jeśli chodzi o strukturę, mocno przypomina oryginalne różowe jajeczko. Równomiernie nakłada wszelkiego rodzaju podkłady, korektory, a nawet sypkie pudry. Nie jest może aż tak łatwa w czyszczeniu jak BB, ale olejkiem z Isany idzie to dość sprawnie. Gąbka ta kosztuje dwadzieścia parę złotych i uważam, póki co, że jest to najlepszy odpowiednik oryginalnego BB.



A Wy wolicie gąbeczki, czy może pędzle do makijażu twarzy? A może jesteście wierne nakładaniu palcami? Jakie gąbeczki polecacie? Koniecznie dajcie znać w komentarzu. 

środa, 20 czerwca 2018

Krem Miya myWONDERBALM I Love Me z olejkiem różanym


Muszę Wam przyznać, że mając cerę mieszaną z tendencją do przesuszania, kwestia dobrania idealnej pielęgnacji polega na znalezieniu produktu, który nie zapcha naszej strefy T, a również dobrze nawilży skórę. Wszystkie posiadaczki takiego typu cery, wiedzą, że nie jest to łatwe zadane. U mnie dobrze sprawdzają się wszelkie kremy z naturalnym składem, bez zbędnych silikonów, parabenów, czy parafiny. Wiedziałam więc, że prędzej, czy później krem MIYA wpadnie w moje ręce. Jak mówią właścicielki firmy, ta polska marka ma w ofercie kosmetyki, które zainspirowane są życiem nowoczesnych kobiet, które nie mają czasu na skomplikowaną pielęgnację. Jak mówią dzięki ich produktom poczujesz się pięknie bez wysiłku. Sprawdźmy to!


Wybrałam odżywczy krem do twarzy, ciała i rąk z olejkiem różanym. Produkt zamknięty jest w wygodnej lekkiej tubie, lubię takie rozwiązania bo są zdecydowanie bardziej higieniczne niż wersje w słoiczkach. Poza tym wygodnie mogę go zabrać do torebki i używać kiedy tylko chcę. Tych kremów jest kilka wersji i każda opatrzona jest indywidualnym kolorem. Wersja z olejkiem różanym jest w kolorze soczystej fuksji. 
Krem ma za zadanie dogłębnie odżywić i nawilżyć skórę, rozświetlić i poprawić jej koloryt. Dzięki innowacyjnej formule Quick Absorb szybko się wchłania i idealnie nada się pod makijaż. Co ważne nie jest testowany na zwierzętach i ma dobry, naturalny skład bez zbędnych silikonów, parafiny i sztucznych barwników. Olejek różany zawarty w składzie ma za zadanie wyrównać koloryt skóry i zmniejszyć zaczerwienienia. Polecany jest więc dla skóry wrażliwej i naczynkowej. Olejki makadamia i sezamowy uelastyczniają skórę i nadają jej miękkość. Witamina E przeciwdziała procesowi starzenia się, a ekstrakt z alg ma za zadanie naskórek wygładzić. 


Krem ma dość zbitą konsystencję i biały kolor. Łatwo rozprowadza się na skórze i naprawdę szybko się wchłania, dzięki czemu znalazł u mnie zastosowanie również pod makijaż. Nie pozostawia lepkiej warstwy, jedynie delikatny film, praktycznie ledwo wyczuwalny. Po użyciu skóra jest niezwykle miękka i gładka. Nie zauważyłam, żeby jakoś znacząco wpłynął na poprawę kolorytu, ale z pewnością dobrze nawilżył skórę, szczególnie przesuszoną i wrażliwą na policzkach. Krem nie zapchał mnie, choć tego się obawiałam, szczególnie w strefie T. Jedyne czego mogę się przyczepić to brak zapachu, lubię gdy kosmetyk ładnie pachnie i uprzyjemnia mi rytuał pielęgnacyjny. 


Podsumowując, odżywczy krem MIYA I Love Me z olejkiem różanym świetnie sprawdził się na mojej mieszanej skórze. Nadaje się również pod makijaż, co czyni go wielofunkcyjnym. Nie zapchał mnie i dobrze nawilżył wszelkie przesuszenia. Wygodna tubka, którą mogę spokojnie zabrać ze sobą do torebki i dobry skład działają na jego korzyść. Z chęcią sprawdzę również inne wersję tych kremików. 

piątek, 15 czerwca 2018

Nowości kosmetyczne | Loreal, Kevin Murphy, Dior, Wibo, Maybelline


Dawno mnie tu nie było, ale muszę przyznać, że niesamowicie się stęskniłam za pisaniem i przede wszystkim fotografowaniem. I mimo tego, że cały czas byłam obecna na Instagramie, to jednak brakowało mi napisania tych kilku zdań od siebie. Blog to jednak kawałek internetu, który jest totalnie mój i nad którym mam pełną kontrolę. I ciężko, mimo natłoku obowiązków, całkowicie zrezygnować z jego prowadzenia. Szczególnie, że wciąż tu zaglądacie i jesteście i to chyba największe koło napędowe do działania. 

Przychodzę więc do Was z kilkoma nowościami, kosmetykami bardzo ciekawymi i wartymi uwagi. Część z nich testuję już od jakiegoś czasu, więc opowiem Wam dzisiaj o pierwszym wrażeniu, część jest dla mnie całkowicie nowa. Jeśli macie ochotę na trochę kosmetycznych nowinek, chodźcie czytać dalej.

Loreal maska wygładzająca z glinką
Maski w masywnym słoiczku od Loreal dość dobrze przyjęły się w blogsferze. Sama, mając dość spory zapas masek do twarzy, podchodziłam do niej dość sceptycznie, jednak korzystając z promocji w Rossmanie postanowiłam ją wypróbować. Wybór padł na wersję z glinką czerwoną, która ma za zadanie złuszczyć i wygładzić skórę. Maska ma przyjemny zapach i gęstą konsystencję. Drobinki peelingujące dość dobrze zdzierają naskórek, zarówno przy nakładaniu, jak również zmywaniu. Skóra po jej nałożeniu jest gładka i napięta. Zobaczę jak sprawdzi się na dłuższą metę i czy nie spowoduje podrażnień


Puder bananowy Wibo 
Kolorówka Wibo niesamowicie i prężnie się rozwija i mam wrażenie, że przestała być to marka kojarzona głównie z kosmetykami dla małolat. Choć wiadomym jest, że mocno wzorują się na światowych, drogich markach, i pewnie dla wielu jest to spory problem, to jednak niezaprzeczalnie ich kosmetyki zyskują stale na jakości. Puder bananowy ma przede wszystkim piękny słodki zapach i żółciutki kolor, idealny dla urody większości z nas. Utrzymuje mat na około 4h. Nie roluje się, nie waży i współpracuje z większością moich podkładów.


Pomada do brwi Wibo 
Przy kolorówce tej firmy będąc, nie mogę pominąć ich pomady. Naprawdę dobrej jakości cacko. Utrzymuje się na brwiach cały dzień i bez problemu nakłada. Kolor blonde nie posiada żółtych, ani pomarańczowych tonów i świetnie będzie prezentował się zarówno u blondynek, jak również szatynek. Spisuje się tak samo dobrze jak pomada Inglota, a kosztuje połowę mniej.

Tusz do rzęs Dior Pump' N' Volume
Tusz do rzęs wraz z bazą tworzy na rzęsach spektakularny efekt XXL. Jeśli szukasz maskary, która maksymalnie wydłuży rzęsy, podkręci je i otworzy oko, to zwróć na ten duet uwagę podczas kolejnych zakupów w Sephorze. Tusz nie kruszy się w ciągu dnia i nie odbija się. Już niedługo recenzja na blogu, pokażę Wam jaki efekt nią uzyskuje. 


Kevin Murphy Un Tangled 
Pierwszy raz kupiłam sobie produkt z profesjonalnej linii fryzjerskiej. Spray ułatwiający rozczesywanie poleciła mi fryzjerka i kupiłam go w salonie CLARINS w Katowicach. Można go oczywiście zakupić również na internecie. Bogaty w odżywcze składniki z roślin australijskich sprawia, że w mokre włosy szczotka wchodzi jak w masło. Idealne rozwiązanie dla posiadaczek długich i plączących się włosów. 


Pomadka Vivid Matte Liquid Maybelline
I na sam kolniec produkt, który od pierwszego użycia nie przypadł mi do gustu. Pomadka zaraz po nałożeniu na moich ustach się waży i wygląda nieestetycznie. Tak naprawdę po 15 minutach muszę ją zmywać bo się zjada. Nie wiem, czy trafił mi się taki egzemplarz, czy u innych też się tak zachowuje. Przetestuję ją również po uprzednim peelingu na usta, próbuję też we współpracy z balsamem do ust, ale nie wiem czy będzie z tego miłość. 


Dajcie znać, czy znacie te produkty i jak się u Was sprawdzają, jestem ciekawa jakie nowości zawitały w Waszych kosmetyczkach?