Pages

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Beyonce Heat Rush

Perfumy to dla mnie ważny akcent każdego dnia, muszą więc być wyjątkowe. Zapach Beyonce Heat Rush chodził za mną od dawna. Osobiście bardzo lubię zapachy sygnowane przez gwiazdy. Nie wiem czym jest to spowodowane, ale zapachy te zazwyczaj mi się podobają, trafiają w mój gust. Miałam kiedyś bzika na punkcie perfum Christiny Aguilery, Halle Berry czy Celine Dion. Przechadzając się pewnego pięknego dnia po centrum handlowym, dostałam pasek właśnie z zapachem od Beyonce i zakochałam się od razu. Nie było nam jednak nigdy po drodze. Albo miałam jakieś perfumy do wykończenia, albo dostałam coś w prezencie i pomarańczowa perełka szła w zapomnienie. Możecie więc sobie wyobrazić jak ucieszyłam się, gdy dostałam mój zapach na urodziny, niecały miesiąc temu. Oczywiście od miesiąca nie pachnę niczym innym, ale czy jestem z niego w stu procentach zadowolona?



Zapach sygnowany przez Beyonce czyli Heat Rush, to lżejsza wersja zapachu Heat. I jak ten drugi idealnie nadaje się na wieczorne wyjścia ze względu na swój dość mocny i ciężki zapach, tak pomarańczowa wersja zapachu idealnie sprawdzi się na dzień. Zapach ten już długo gości na rynku, bo od 2011 roku i zyskał sobie dość spore grono wielbicielek.



Butelka wygląda niezwykle elegancko, jest rozszerzana ku dołowi, wykonana z grubego szła zabarwionego na pomarańczowo. Przy 50 ml pojemności, flakonik jest niezwykle nieporęczny, przynajmniej mnie ciężko jest złapać i psiknąć się jedną ręką.

Zapach: Kwiatowo - owocowy z dużą nutą słodyczy. Świeży i zmysłowy zarazem.
Nuta głowy: marakuja, brazylijska wiśnia i czerwona pomarańcza.
Nuta serca: żółta orchidea tygrysia, kwiat mango, pomarańczowy hibiskus.
Nuta bazowa: miodowa ambra, drzewo tekowe, piżmo.

Trwałość tego zapachu w moim odczuciu jest całkiem dobra. Czytałam wiele niepochlebnych opinii o tym, że Heat tak naprawdę ulatnia się po 15 minutach. Cóż za bzdura. Ja wiem, że część kobiet chciałaby czuć zapach przez cały dzień, ale pamiętać trzeba, że nasz nos przyzwyczaja się do zapachu i nie jest możliwe, żeby czuć go non stop. To nie znaczy, że go nie ma. Kiedy wracam do domu po całym dniu na uczelni, mimo że nie czuję zapachu na sobie, mój chłopak owszem. Zapach oczywiście nie jest tak intensywny jak rano, ale dla innych wciąż wyczuwalny, więc nic mi więcej nie trzeba.


Podsumowując: Zapach jest dla mnie naprawdę piękny, bardzo kobiecy, nieco figlarny, orzeźwiający. Dla wielbicielek nietypowych woni, będzie idealny. Kojarzy mi się z wakacjami, egzotycznymi owocami i plażą z palmami, więc typowo wakacyjnie :) Jedyne do czego można się przyczepić, to niezbyt poręczny flakonik, oraz cena. W Rossmanie, czy Douglasie zapłacić za niego trzeba ok 140 zł/ 50 ml. Oczywiście taniej (o wiele) można go dostać na Allegro i internetowych perfumeriach oraz w niektórych outletach kosmetycznych.

Lubicie zapachy sygnowane przez gwiazdy? Jakie są Wasze ulubione?

piątek, 26 czerwca 2015

ShinyBox The Birthday Edition


O ShinyBox było głośno od dawna. Nic dziwnego,  w końcu urodziny ma się raz w roku. Mnóstwo postów na facebooku, zachęcających do kupna urodzinowego pudełka, podziałało - wyprzedano wszystkie. Pierwszym produktem, jaki został odsłonięty, była odżywka do rzęs MagicLash. To ona była kołem napędowym sprzedaży. Co jednak z resztą produktów? Zapewne znacie już zawartość, więc poczekałam chwilę z postem, by napisać Wam po dwa zdania "pierwszego wrażenia".


W moim pudełku znalazło się cztery pełnowymiarowe produkty, jedna miniatura, próbka azjatyckich kremów oraz produkt zdobyty na weekendowej promocji dla pojedynczych pudełek. Pudełko przybyło do mnie spóźnione, z powodu błędu w kodzie wysyłki, ale nie narzekam, czar prysł wcześniej, nie było zawodu.


MagicLash Eyelash Serum - odżywka do rzęs. Czyli innymi słowy pierwsze skrzypce czerwcowego boxa. Zaczęłam już jej używać, oczywiście efektów spodziewać się mogę (o ile mogę) dopiero za jakieś dwa miesiące. Ale już wiem, że nie podrażniła moich oczu, nie spowodowała swędzenia, uczucia piasku, ani nic w tym stylu. Pewnie się polubimy :) 
Produkt pełnowymiarowy: 99zł / 5ml (na allegro sporo taniej ;-) ) 

  
Apis - mgiełka do twarzy i ciała.  Lubię tę firmę, więc ten produkt rzeczywiście mnie ucieszył. Zapach różany może nie jest moim ulubionym, ale w przypadku tej mgiełki nie jest on drażniący. Ładnie odświeża, tonizuje bez uczucia ściągnięcia. Nie podrażniła mnie, nie uczuliła. Zobaczymy jaki wpływ będzie miała na moją cerę  przy dłuższym stosowaniu.
Produkt pełnowymiarowy: 24,90zł / 150ml

 
LillaMai - peeling algowy do ciała. W 100% wegański produkt, którego niestety dostajemy tylko 50 ml. O ile zyskałoby na atrakcyjności pudełko, gdyby to był produkt pełnowymiarowy. Jego zapach nie jest zbyt przyjemny, ale peeling bardzo mocno zdziera naskórek, pozostawiając skórę gładką i miękką. 
Produkt miniaturowy: 51zł / 120ml


Silcare - masełko do skórek. Dziwny zapach, jakby wanilia z plastikiem. Mocno nawilżające, dość tłuste. Wszystkim, które go mają lub mają zamiar zakupić - powodzenia z otworzeniem :) Z pewnością znajdzie u mnie zastosowanie, moje skórki wołają o pomstę do nieba.
Produkt pełnowymiarowy: 9zł / 12ml
 

BingoSpa - chłodzący żel po opalaniu z aloesem. Produkt, który otrzymałam korzystając z weekendowej promocji dla pojedynczych pudełek. Pogoda ostatnio nie dała mi okazji do używania go, choć mam nadzieję, że nie będę po niego zbyt często sięgała. Gdy jednak zdarzy mi się nieco przesadzić ze słoneczkiem, warto mieć taki produkt pod ręką, szczególnie na urlopie. 


Skin79 - Hot Pink BB i Vip Gold BB - próbki popularnych azjatyckich kremów BB. Cieszę się, że znalazły się w boxie. Myślę nad ich zakupem, więc z chęcią zobaczę, jak zachowują się na mojej twarzy.


Glazel Visage - cień do powiek wypiekany. Któryś raz z kolei w boxach. Chyba najgorszy produkt w pudełku, a w moim przypadku to jeszcze "wisienka na torcie" i gwóźdź do trumny dla ShinyBox. Cień przybył do mnie w takim oto stanie, brudząc, jak się zapewne domyślacie, całe pudełko. Wszystkie wyżej wymienione kosmetyki były ubrudzone w tym brązowo-miedzanym kolorze. Oczywiście nie tylko kosmetyki. Przy wyciąganiu, ubrudził się również mój stół i łóżko oraz pies :) Więc sprzątania i czyszczenia co niemiara. A wystarczyłoby kawałek folii dla zabezpieczenia. Ech...
Produkt pełnowymiarowy: 30zł / 9g (cena moim zdaniem dużo za duża) 

A oto moje pudełeczko po rozpakowaniu - szyk i elegancja. 
Podsumowując: Pudełko nieco mnie zawiodło, po urodzinowym spodziewałam się po prostu więcej. Dodatkowo ten cień, który nie dość, że nie ma zbyt ładnego koloru, to jeszcze przysporzył mi sporo dodatkowego sprzątania. 
A jak Wasze boxy? Zadowolone?  

wtorek, 23 czerwca 2015

Bielenda, Argan Face Oil, Uszlachetniony olejek arganowy + sebu control


Oleje, olejki, olejowanie - ten temat zawładnął branżą kosmetyczną już jakiś czas temu, a producenci kosmetyków chętnie wykorzystują ten motyw przy produkcji swoich produktów. Olejki znane są ze swoich właściwości mocno nawilżających i natłuszczających. Chętnie dodawane są do balsamów, czy odżywek do włosów. Stosujemy je również solo. Jeśli chodzi o moje włosy, olejki wszelkiego rodzaju często na nich lądują i bardzo dobrze się z nimi dogadują. Czasem dodaje też kilka kropel olejku do zwykłego balsamu, żeby podrasować jego działanie. Jeśli chodzi o twarz, tutaj byłam sceptycznie nastawiona. Olejek na przetłuszczającą się buzię? Jakoś nie szło mi to w parze, do czasu, gdy w Rossmanie zobaczyłam olejek marki Bielenda, który to oprócz nawilżenia, ma nam również zapewnić zmniejszenie ilości wydzielanego sebum. Stwierdziłam, czemu nie?


Od producenta: Preparat w formie lekkiego olejku przeznaczony dla skóry ze skłonnością do niedoskonałości, przebarwień, nadmiernego wydzielania sebum oraz cery mieszanej i tłustej. Zawiera:
- szlachetny olejek arganowy
- olej makadamia
- olej z czarnej porzeczki
- połączenie składników sebu control complex
- kwasy Omega 3-6 
Produkt biozgodny ze skórą. Efekty: poprawiona kondycja skóry, pory mniej widoczne, ograniczone błyszczenie naskórka, wyregulowana praca gruczołów łojowych, zmniejszenie niedoskonałości.
Skład:

Zacznijmy od opakowania. Szklaną 15 ml buteleczkę dostajemy zapakowaną w kartonik ze wszystkimi potrzebnymi informacjami. Sam olejek posiada wygodną pipetkę, dzięki której nałożymy dokładnie taką ilość produktu, jaką chcemy. Kolor preparatu jest żółtawy, jego zapach jest bardzo delikatny, wręcz ledwo wyczuwalny. Konsystencja oleista, rzadka, spływająca z rąk. Warto zwrócić uwagę na jego wydajność. Olejek używam prawie miesiąc wprawdzie nie codziennie, ale w sporej ilości na szyję i dekolt, a jego zużycie jest znikome. 


Jeśli chodzi o działanie, jestem nieco rozczarowana. Olejek mimo, że przeznaczony do cery mieszanej i tłustej, jest dość ciężki. Jeśli chodzi o wchłanianie i wyczuwalność go na skórze, nie różni się niczym od zwykłych olejków do twarzy. A przecież nie o to chodzi. Solo zupełnie się u mnie nie sprawdza, czuję, że moje strefa T jest obciążona, jakby zapchana. Oczywiście nawilża znakomicie, ale co z tym sebu complex? On tam w ogóle jest? Mojej mieszanej cerze jakoś dziwnym trafem umknął ten fakt, bo niewzruszona wydziela tyle sebum, ile wydzielała. Fakt, gdy nałożę go wieczorem, rano moja skóra jest miękka, bardziej elastyczna, ale też obciążona. Kilka nieudanych prób i chciałam go oddać kuzynce, której sucha skóra może dosłownie pić oleje wiadrami. Pomyślałam jednak, że może warto dodać kilka kropel do kremu, tak jak zresztą zaleca producent? Tak też zrobiłam i w tej wersji spisuje się dużo lepiej. Taki patent robię co drugi dzień, aby krem na noc lekko "stuningować". Solo na twarz nakładam go bardzo sporadycznie i raczej pozostanę przy tym, by służył mi jako dodatek do czegoś. Podkreślę, że mam cerę mieszaną i czuję, że olejek jest za ciężki, trudno mi sobie wyobrazić jak spisywałby się na cerze bardzo tłustej. Mimo, że producent zaleca stosowanie go osobom z cerą tłustą, ja jednak radziłabym najpierw skonsultować się z kosmetyczką, szczególnie, jeżeli macie trądzik. Lepiej sobie nie szkodzić :)
Podsumowując: Chętnie będę z niego korzystała, ale tylko jako dodatek do kremów, czy maseczek. Dużym plusem jest całkiem dobry skład, niestety solo się u mnie nie sprawdza.
Cena: waha się od 20-30 zł / 15ml. 
Dostępność: Hebe, Natura, Rossmann


Miałyście ten olejek? Lubicie używać je na twarz? Jakie są Wasze ulubione?
P.S. Nie mam pojęcia czym ubrudziło mi się opakowanie na pierwszym zdjęciu, ale zauważyłam to dopiero jak wgrałam zdjęcia :) Przepraszam więc, za uszczerbek estetyczny :)

sobota, 20 czerwca 2015

Ziaja, oczyszczanie twarzy liśćmi manuka


Jeśli jesteś posiadaczką cery mieszanej, bądź tłustej, doskonale wiesz jak ciężko o nią zadbać. Z jednej strony ważne jest, aby ograniczyć wydzielanie sebum, z drugiej jednak cera mieszana, jak każda inna, potrzebuje dawki nawilżenia. Znaleźć złoty środek jest dość trudno, szczególnie, gdy towarzyszą nam również zaskórniki, wągry, czy wypryski. Jakiś czas temu pokazywałam Wam moje nowości zakupowe TUTAJ, wśród nich znalazły się wyżej zaprezentowane kremy firmy Ziaja Liście Manuka do cery mieszanej i tłustej. Po prawie miesiącu używania, chciałabym Wam opisać, jak te produkty spisały się na mojej cerze. Jeśli chodzi o tę serię, używam jej po raz pierwszy, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia ze składnikiem jakim jest liść manuka. A czym on w ogóle jest? Jest to hydrofilowy ekstrakt z liścia drzewa o takiej nazwie, wywodzący się z medycyny naturalnej. Znany ze swych właściwości leczniczych, łagodzących i antybakteryjnych. 



Zacznijmy od kremu na dzień Ziaja oczyszczanie skóry normalnej, tłustej i mieszanej - krem nawilżający balans korygująco-ściągający SPF 10

Od Producenta: Nietłusty, bardzo lekki krem z filtrami przeciwsłonecznymi. Szybko się wchłania, jest idealny pod makijaż. Skutecznie redukuje niedoskonałości skóry. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość. Zawiera:
-substancje czynne głęboko oczyszczające 
-substancje czynne głęboko nawilżające
-substancje czynne ochronno-korygujące
Jak działa? 
Reguluje pracę gruczołów łojowych, zapewniając efekt zmatowienia. Redukuje zaskórniki i przeciwdziała ich tworzeniu. Skutecznie nawilża skórę i łagodzi podrażnienia. 


Skład: Aqua (Water), C12-15 Alkyl Benzoate, Glycerin, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Isononyl Isononanoate, Cetyl Alcohol, Cyclopentasiloxane, Glyceryl Stearate, Peg-100 Stearate, Potassium Cetyl Phosphate, Panthenol, Dimethicone, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol (Nano), Octocrylene, Butylene Glycol, Enantia Chlorantha (Bark) Extract, Oleanolic Acid, Laminaria Ochroleuca Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Zinc Gluconate, Sodium Hyaluronate, Propylene Glycol, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Sodium Polyacrylate, Ci 77891 (Titanium Dioxide), Mica, Tin Oxide, Xanthan Gum, DMDM Hydantoin, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Citral, Eugenol, Sodium Hydroxide


Moja opinia: Krem ma całkiem gęstą  konsystencję, błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustego filmu. Ma biały kolor i dość świeży, nieco specyficzny zapach, trochę kojarzący mi się z maściami aptecznymi. Utrzymuje moją strefę T zmatowioną, choć nie jest to zmatowienie długotrwałe. Jego nawilżenie określiłabym jako średnie, na tyle zbilansowane, że odpowiada potrzebom skóry mieszanej i tłustej, z pewnością zbyt słabe dla cer normalnych. Opakowanie to poręczna tuba o pojemności 50 ml, z zamknięciem na klik, które działa bez zarzutu.  Dodatkowo produkt zapakowany jest w kartonik, który niestety nie jest zaklejony, co nie daje mi gwarancji, że czyjeś rączki już go wcześniej nie wymacały. Jeśli chodzi o działanie oczyszczające, nie zauważyłam po miesiącu stosowania jakiś spektakularnych efektów. Zaskórniki pozostały w stanie nienaruszonym, tak więc w tym aspekcie się nie spisał. Co mnie mile zaskoczyło, to jego właściwości łagodzące. Gdy na mojej skórze pojawił się ogromnych rozmiarów nieprzyjaciel, krem działał kojąco, powodując, że wyprysk nie był tak bolesny i zdecydowanie szybciej znikał z mojej twarzy. Jest to krem, który cudów nie zdziała, ale świetnie sprawdzi się pod makijaż i w te dni, kiedy na waszej skórze pojawią się jakieś niespodzianki. Na jego korzyść działa również dostępność (każdy Rossmann, Hebe, Natura, Tesco i in.) oraz cena 10 zł/50 ml
_________________________________________________________________
______________________________________________________________




Krem na noc Ziaja oczyszczanie skóry normalnej, tłustej i mieszanej liście manuka - krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym.

Od Producenta: Nawilżający krem z 3% kwasem migdałowym. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość. Zawiera:
-substancje czynne głęboko oczyszczające
Jak działa?
Złuszcza i odnawia naskórek nie powodując podrażnień, redukuje porfiryny odpowiedzialne za zmiany trądzikowe. Rozjaśnia przebarwienia i zmniejsza zaskórniki oraz rozszerzone pory. Nawilża, poprawia elastyczność, jędrność i sprężystość skóry. Pozostawia skórę świeżą o jednolitym kolorycie. 


Skład: Aqua (Water), Isohexadecane, Cyclopentasiloxane, Propylene Glycol, Mandelic Acid, Glyceryl Stearate, PEG - 100 Stearate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Cetyl Alcohol, Panthenol, Zinc Gluconate, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Xanthan Gum, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Citral, Eugenol, Triethanolamine


Moja opinia: Krem ma nieco bardziej żelową konsystencję niż jego dzienny odpowiednik. Łatwo się rozprowadza, wchłania się ekspresowo. Mam wrażenie, że nawet szybciej niż ten na dzień. Nie pozostawia tłustego filmu, nie klei się, praktycznie nie czuć go na twarzy. Zapach jest ten sam, lekko ziołowy, specyficzny. Opakowanie, również o pojemności 50 ml, różni się tym, że nie jest zamykane na klik, a zakręcane, przez co jest nieco mniej poręczne. Jeśli chodzi o nawilżenie, krem wydaje się być bardziej treściwy, skóra jest miękka i gładka. Zmatowienie buzi jest wyraźne, ale bez uczucia ściągnięcia. Jeśli chodzi o działanie, to tak samo jak w przypadku poprzednika, nie poradził sobie z istniejącymi zaskórnikami. Gdy jednak weźmiemy pod lupę oczyszczenie, tutaj jest o czym pisać. Krem oczyszcza dogłębnie skórę poprzez mikrozłuszczenie naskórka 3% kwasem migdałowym. To powoduje, że cera "wyrzuca" z siebie wszystko co chowała pod skórą. Przez tydzień więc chodziłam z wysypiskiem na twarzy, które jednak krem na dzień łagodził i sprawiał, że znikały dość szybko. Dwa razy w tygodniu robiłam peeling i obecnie moja cera rzeczywiście wygląda bardziej  świeżo. Cena tegoż produktu to również 10 zł/50 ml. 
________________________________________________________________
____________________________________________________________


Podsumowując: Kremy Ziaja oczyszczenie liście manuka spisują się dość dobrze. Są tanie i łatwo dostępne. Jeśli chodzi o krem na dzień, spisuje się jako baza pod makijaż. Nie pomaga w walce z zaskórnikami, ale pomaga w przypadku wszelkich wyprysków, których możecie się spodziewać po nocnej kuracji liśćmi manuka. Ma duże właściwości łagodzące, więc jeśli Wasza skóra jest podrażniona, warto go wypróbować. Krem na noc, to prawdziwy oczyszczający krem. Lekko złuszcza naskórek, więc "wymiecie" wszystko, czego wasza skóra nie potrzebuje. Myślę, że warto je wypróbować. W ofercie znajdziecie również oczyszczający żel do twarzy i pastę do głębokiego oczyszczania.

Któraś z Was używała? Jak się spisywały/spisują u Was?

środa, 17 czerwca 2015

Lakier Indigo, czyli czerwień idealna


Jeśli chodzi o makijaż i paznokcie zazwyczaj stawiam na klasykę i neutralne kolory. Nie lubię szaleństw, dlatego też bardzo ucieszyłam się, kiedy w majowym ShinyBox zobaczyłam lakier Indigo w kolorze soczystej czerwieni. Jest to kolor ponadczasowy i nigdy nie wyjdzie z mody. Lakierów tej firmy nigdy wcześniej nie używałam, więc tym większa była moja ciekawość jak się sprawdzi i czy wart jest w ogóle uwagi.


Lakier zamknięty jest w standardowej buteleczce o pojemności 10 ml. Imitująca metal rączka nadaje opakowaniu szyku i dzięki czemu pędzelek wygodnie trzyma się w dłoni. Nie wiem czemu, ale nie potrafię znaleźć numerku ani nazwy koloru, jeśli któraś z Was wie jak się nazywa ta soczysta czerwień, napiszcie w komentarzu :)


Zapach lakieru jest tradycyjny dość mocny, lekko drażniący, typowy dla tego typu produktów. Producenci starają się wydawać na rynki coraz to bardziej ulepszone lakiery, które nie mają tak uciążliwego zapachu, jednakże w przypadku lakieru Indigo pozostano przy tradycji. Pędzelek nie jest ani zbyt gruby, ani zbyt precyzyjny. Dość długie włosie nie sprawia problemów w nakładaniu. Jeśli chodzi o krycie, mnie wystarczy jedna warstwa do pokrycia płytki bez prześwitów. Lakier schnie dość szybko, wiadome, że z każdą kolejną warstwą proces wysychania będzie się wydłużał. 



Jeśli chodzi o trwałość, jestem bardzo miło zaskoczona. Z warstwą top coatu na moich paznokciach wytrzymuje bez większego uszczerbku przez 3 dni. Możecie mi wierzyć, że przy mojej płytce, taki okres to jest prawdziwy rekord :) Myślę, że na płytce, na której lakiery utrzymują się dość długo, lakier będzie super trwały. Uważam, że warto wydać 16 zł za ten lakier, głównie ze względu na piękny, intensywny kolor i trwałość. 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Houl zakupowy. Kosmetyki do 20 zł.


Witajcie! Każda z nas chce być piękna i dobrze wyglądać, a gdyby jeszcze na tym nie cierpiał nasz portfel, byłoby idealnie. Na przeciw naszym oczekiwaniom wychodzą tanie firmy kosmetyczne takie jak Wibo, Catrice, Essence, Bell, wypuszczając na rynek produkty często zaskakujące swoją jakością. Tanie i dobre, czy to w ogóle idzie w parze? Myślę, że tak! Dzisiaj chciałabym Wam pokazać kilka produktów, których cena nie przekracza 20 zł i które moim zdaniem całkiem nieźle się spisują. Zapraszam do lektury.


Zacznę od najdroższej firmy z mojego zestawienia, a mianowicie KOBO. Szafa tej firmy dostępna jest w Naturze i możemy znaleźć tam całkiem ciekawe kosmetyki. Ja zakupiłam korektor KOBO Professional Modeling Illuminator w kolorze 01. Bardzo kremowy, dość ciężki korektor, który świetnie kryje, jednocześnie dodając skórze blasku. Zagruntowany pudrem trzyma się kilka dobrych godzin. Cena 17 zł. 


Kultowe już chyba bronzery KOBO Professional Matt Bronzing&Contouring Powder. Piękny szarawy odcień idealnie nadaje się do konturowania twarzy. Nie jest zbyt napigmentowany, dzięki czemu nawet te z Was, które nie są wprawione w nakładaniu tego typu kosmetyków, nie powinny zrobić sobie krzywdy. Nie jest pomarańczowy, nadaje bardzo subtelne wykończenie i długo utrzymuje się na twarzy. Cena: 20 zł


Latem większość z nas rezygnuje z ciężkich podkładów na rzecz wszelkiego rodzaju kremów BB, CC czy też DD. Są lżejsze, dobrze nawilżają i często mają dość wysoki SPF. Ja postawiłam na Bell Smart Make-up CC Cream. Krem ma rzadką konsystencję, jak większość takich produktów. Wyrównuje koloryt i nadaje cerze blasku. Te z Was, które posiadają cerę skłonną do przetłuszczania się, powinny używać do niego pudru.  Cena: 10 zł


Jak bronzer, to i rozświetlacz. Chciałam zakupić Wibo Diamond Illuminator, ale niestety nie było go w szafie, więc sięgnęłam po Lovely Gold Highlighter. Dobrze napigmentowany, świetlisty, w ciepłym kolorze idealnie podkreśla szczyty kości policzkowych i łuki brwiowe. Nie osypuje się i dobrze nakłada się na pędzel. Cena 9 zł.


Wazelinki Nivea Lip Butter chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Malutki słoiczek kryje w sobie smakową wazelinę do ust, w kilku ciekawych wariantach zapachowych. Świetnie nawilża usta, nadaje im blask i pachnie - obłędnie. Nie jest zbyt ciężka i nie zbiera się w załamaniach ust. Jest też niezwykle wydajna. Cena 10 zł. 


Jakiś czas temu prezentowałam Wam na blogu czekoladowy duet z Kallosa. Jak pewnie część z Was pamięta, nie byłam zbyt zadowolona z maski. Była po prostu zbyt mało nawilżająca. Nie zraziłam się jednak do tej firmy i szukałam dalej. Będąc w Hebe napotkałam Kallos Keratin. I to już zupełnie inna bajka. Pierwsze wrażenie wywarła na mnie niesamowite - włosy są dociążone, sypkie i nawilżone. Cena takiego słoiczka to ok. 6 zł


Lidl ostatnio poszerza swoją ofertę kosmetyczną. Będąc dziś na zakupach postanowiłam kupić peeling do twarzy firmy Cien Aqua Rich. Nie wiem jak będzie się spisywał na mojej cerze i czy będzie dobrze zdzierał naskórek. Póki co mogę Wam powiedzieć, że ma bardzo przyjemny świeży zapach i kosztuje 5 zł. Dostaniecie je w każdym Lidlu. 


A na sam koniec maseczka z Perfecty Beauty Mask. Nie używałam wcześniej maseczek z tej firmy, a one również zasiliły asortyment Lidla. Do wyboru jest kilka rodzai - odżywcza, wygładzająca, oczyszczająca oraz peeling. Każda znajdzie coś dla siebie. Kosztują 1,50 zł / szt. 
_________________________________________________________________________________

Oczywiście po dłuższym testowaniu każdego z produktów możecie spodziewać się recenzji :-) Jeśli używałyście któregoś z tych produktów, chętnie poczytam Wasze opinie. Trzymajcie się ciepło i mimo że dziś poniedziałek - życzę aby dla każdej z Was był udany :) 


czwartek, 11 czerwca 2015

L'oreal Infallible 24-h Matte - ciężki orzech do zgryzienia


Witajcie kochane! Początek maja, jak zapewne pamiętacie, uraczył nas wielką promocją w Rossmanie. Ja również zakupiłam kilka produktów, które pokazywałam Wam na bieżąco i czas się z nich rozliczyć. Pierwsza tura promocji dotyczyła kosmetyków do twarzy, więc do mojego koszyka wpadł oczywiście podkład. Nowość od firmy L'oreal zachęciła mnie obietnicami producenta o długotrwałym zmatowieniu, przy jednoczesnym kryciu. Jak się sprawdził? Zapraszam do lektury :)


Zacznijmy od opakowania. Produkt dostajemy w podłużnej tubce o pojemności 35 ml, zakończoną cienkim aplikatorem. Podkład ma na tyle gęstą konsystencję, że nie wypływa z dozownika, więc nie ma problemu, że się pobrudzimy. Zakręcana tubka z pewnością dla jednych jest zaletą, dla innych zmorą - osobiście nie przeszkadza mi taka forma zamykania i otwierania opakowania.


Podkład ma dość gęstą konsystencję, nie wypływa z opakowania, nie spływa z ręki. Schody zaczynają się przy aplikacji. Niestety, jest strasznie oporny w nakładaniu, zastyga bardzo szybko i trzeba się sprężać z jego aplikacją, aby dokładnie rozprowadzić go po buzi. Pudrowe wykończenie nie ułatwia tego zadania. Palcami jest dość ciężko uzyskać ładną jednolitą warstwę, bez smug. Dość dobrze współpracuje z pędzlem, najlepiej jednak użyć do aplikacji gąbeczki. 


Jeśli chodzi o trwałość matu na twarzy, nie jest on oczywiście taki, jak obiecuje producent. Pudrowe wykończenie utrzymuje się około 4 h. Problem w przypadku tego podkładu, jaki zauważyłam tak naprawdę po czasie, to wzmożone wytwarzanie sebum przez moją skórę. Podkład dość mocno matuje, moim zdaniem aż za mocno, wręcz wysusza, na co skóra reaguje jeszcze mocniejszym świeceniem. Jest bezzapachowy.


Podkład oksyduje, nałożony na twarz wygląda dobrze, bardzo ładnie wtapia się w skórę, jednak po kilkunastu minutach jest o pół tonu ciemniejszy. Co jeszcze dość ważne, wchodzi w zmarszczki mimiczne, podkreśla rozszerzone pory i uwydatnia bruzdy. Jeśli macie tzw. meszek na twarzy, czyli delikatne włoski, zdecydowanie je podkreśli. Plusem jest oczywiście kolorystyka - jest dość dużo odcieni do wybrania  i każdy z nich ma żółtawe kolory.



Podkład L'oreal Infallible 24-h Matte nadaje ładny koloryt skórze, zakrywa lekkie zaczerwienienia i zdecydowanie nadaje pudrowe wykończenie (na zdjęciu nie użyłam pudru). Niestety bardzo ciężko go rozprowadzić i moja mieszana cera źle na niego reaguje. Pierwsze wrażenie zrobił na mnie dobre i wydawało mi się, że zostanie ze mną na dłużej, z czasem jednak zaczęłam zauważać mankamenty tegoż produktu. Czytałam wiele pozytywnych opinii na temat tego podkładu, więc wiem, że u niektórych z Was się sprawdza. Moja skóra niestety się z nim nie polubiła i w akcie buntu zaczęła produkować tyle sebum, że jestem zmuszona zaprzestać używania go. W jego regularnej cenie (60zł) zakupić można zdecydowanie lepsze produkty.

Jeśli któraś z Was używała go, bardzo chętnie poczytam Wasze opinie.